Od pierwszej klasy, od chwili, kiedy ujrzała go na balkonie w auli naszego (szacownego) LO (z tradycjami), Asia wzdychała do Piotra.
Niczym do figurki świętego.
Piotr był ciemnowłosy, wysoki, a jego oczy miały ciepłe, pełne
melancholii spojrzenie.
Asia wydeptała na kamiennej posadzce (żaden tam lastrik! co to, to nie! prawdziwe przedwojenne, kamienne płytki, co się zowie) ścieżkę.
Prowadziła ona, rzeczona ścieżka, na piętro drugie.
W okolice sali, w której uczyła się klasa Piotra.