niedziela, 24 grudnia 2017

chcieć to móc ( czyli to jednak jeszcze nie pożegnanie ;)


Kibice wrzeszczeli, klaskali, pohukiwali...
Koleżanki z drużyny wykrzykiwały moje imię i piszczały jak opętane...
A ja stałam i wiedziałam, że za chwilę mnie wszystkie one mnie rozszarpią.
To na mnie spoczywała odpowiedzialność za to, w jaki sposób spędzimy cały przyszły dzień.
Gdyby udało mi się zdobyć ten jeden punkt, byłby to uroczy, pełen atrakcji rejs po mazurskich jeziorach.

W towarzystwie przystojnych studentów z drużyny żeglarskiej.
A ja...?

Stałam jak zahipnotyzowana

i wpatrywałam się w drewniany palik wbity daleko, przede mną w piaszczystą glebę.

Wydawało mi się , że koło ratunkowe , którym w niego miałam wcelować waży nie cztery, a czterdzieści kilogramów ( wiecie, te moje wątłe nadgarstki :) )

Nie miałam żadnych szans, żeby zamachnąć się tym czymś i wprawić toto w ruch...właściwie - w lot sfinalizowany lądowaniem na paliku.
Jak mogli tego nie widzieć?
Jak mogli wybrać mnie do tego zadania?
Na ten rejs chciała popłynąć każda z drużyn...
Jeśli nie my zdobyłybyśmy ten punkt - rozpoczęła by się na nowo walka - dogrywka.
Polana, na której odbywały się najważniejsze zawody obozu ( obóz harcerski, Mazury, lata dziewięćdziesiąte) gotowała się od emocji...
Wszystkie moje koleżanki, spięte, skupione , skoncentrowane - spróbowały już przede mną, wszystkie, jak jeden mąż, spudłowały.
Ode mnie zależało teraz wszytko.
Kazały mi po prostu zdobyć ten punkt, ten rejs...
Nie mogłam tego przeciągać.
Nie rozumiały, że nie potrafiłam tego zrobić?
Niech zobaczą same.
Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłam obiema rękami to cholerne koło ( kto wymyśla takie konkurencje?!), zamachnęłam się ( nawet specjalnie nie celując) z całej siły, rzuciłam i... nie oglądając się za siebie, zaczęłam uciekać, żeby mnie moje kochane koleżanki nie rozszarpały jak hieny...
Polanę rozdarł wrzask rozpaczy.
Przyspieszyłam nic nie rozumiejąc i ... zorientowałam się, że ktoś mnie goni.
Dziewczyny rzuciły się na mnie i...zaczęły całować, ściskać...
Zdobyłam dla nich ten punkt.
Tyle, że zdobyłam go nieświadomie, poddając się kompletnej rezygnacji.
Czy to są dobre powody, żeby się cieszyć?
Cóż.
One tego nie wiedziały.
szalały z radości.
Czekał nas całodniowy rejs...



***

Wygląda na to, że nie nadszedł jednak jeszcze koniec mojego bloga.



Za mną bardzo trudne dwa tygodnie.

Nie wyobrażam sobie, jak to możliwe, że skumulowało się tyle ważnych problemów, problemów z wszelkich możliwych dziedzin życia... w jednym czasie.
W czasie, kiedy normalni ludzie poddają się już "magicznej" atmosferze Świąt.
Wczoraj, kiedy ułożyłam się w końcu pod kołderką i myślałam , że już po wszystkim, że będzie spokojniej, lepiej, milej... dostałam jeszcze z sieci rykoszetem, który wyrwał mi serce.
Serce razem z ... płucami.
Oczywiście - nie mogłam spać.
Zamiast ( tak tradycyjnie, jak bezsensownie) przewracać się z boku na bok, nieprzespaną noc wykorzystałam na podjęcie próby zrobienia czegoś, na czym się kompletnie nie znam.



Jeśli chodzi o zdobycze technologiczne...cóż.

Bliżej mi do końca XIX niż początku XXI wieku.



Zwykle, kiedy nie śpię, czytam.

Wczoraj i tego robić jakoś wyjątkowo nie mogłam.
Może dlatego, że same męczące książki zgromadziły się przy łóżku?
Może dlatego, że w głowie kipiało?
Dzieci zasnęły, więc nie bardzo mogłam podziałać
( tłuc, miksować) świątecznie w kuchni.
Istniało zagrożenie, że któraś z pociech wyłoni się z pokoju i zadusi mnie gołymi rękami...
Zamiast więc, niczym Bruno Wątpliwy po zamku, spacerować po uśpionym ( w miarę nawet wysprzątanym, ale - bez szaleństw ) mieszkaniu, postanowiłam zająć głowę
i zrobić coś, na czym ...kompletnie się nie znam - przenieść blog w bezpieczne miejsce!
Ot, tak, na wszelki wypadek.
Gdyby kiedyś przyszła potrzeba napisania kolejnego tekstu.
Mówią, że chcieć to móc!
Może dotyczy to ogółu rasy ludzkiej, ale na pewno - nie mnie.
Walczyłam z materią przez kilka godzin.
Z różnych, mniej lub bardziej ważnych , względów
( między innymi kierując się potrzebą zachowania anonimowości) nie mogłam liczyć na to, że ktoś zrobi to za mnie.
Próbowałam i próbowałam.
Zamęczyłam siebie i sprzęt - i nic.
W końcu, poddałam się.
Poszłam się przejść.



Przemyślanie powoli już wstawali do ostatnich, przedwigilijnych prac.

Jakiś mocno zaspany ojciec pilotował małego kolędnika.
A sąsiad wyprowadzał swojego pięknego labradora.



Trochę zmarzłam.

Wróciłam do domu.
Uświadomiłam sobie, że - skoro nie widać efektów - czas zrezygnować.
Rezygnuję!
Robię jeszcze jedno ostatnie "podejście"
i kładę się spać.
Kliknęłam po raz ostatni w to, w co klikałam nocą ze dwadzieścia razy i stwierdziłam, że ...koniec. Chrzanić to.
Jeśli się nie uda, będzie po blogu.
Czasem po prostu - siła wyższa, niemoc , decyduje o pewnych sprawach.
Po co się tak szarpać i stresować?
No i , jak to w moim życiu często bywa, kiedy przestało mi zależeć...samo zaczęło działać.



Na razie nie mogę się pochwalić atrakcyjną szatą graficzną nowego bloga ( nie wiem, czy w ogóle to będzie możliwe:)).

Nie wiem, czy Wy w ogóle widzicie moje dawne wpisy w nowym miejscu?
Nie zrobiłam nawet jeszcze strony tytułowej.
Gubię się w tym nowym kokpicie, nie wiem, co, gdzie , jak...
Ale mam wrażenie, że się udało.
Możecie sprawdzić sami:







https://poczterdziestceporozwodzienaprowincji.wordpress.com/




Taaak.

Mówią, że "chcieć to móc".
To wierzę.
Bardzo się staram, walczę, dostosowuję.
I , zazwyczaj... nic z tego nie wychodzi.



Za to ciągle dostaję to czego chciałam, kiedy już tego tak bardzo nie chcę.

Jakie stąd wnioski?



***

Raz jeszcze życzę Wam wszystkiego, czego życzyłam wcześniej.



Świętujcie.

Ja mam duże szanse na wyjątkowo spokojne przetrwanie wigilii.
Po nieprzespanej nocy istnieje znaczne prawdopodobieństwo, że... zasnę nad barszczem.
Szkoda.
Mam taką fajną białą bluzkę...

6 komentarzy:

  1. Witam wszystkich, ktorym jak mnie udalo sie ...znalezc i wejsc na bloga w nowym miejscu!
    Ciesze sie, bo jakos mysl o tym, ze "onet "zamyka", nie bardzo podobala mi sie.
    Mysle, ze jeszcze nie wszystko widze, brakuje mi spisu tresci po prawej, nie widze czytelnikow, ale moze z czasem...
    Konczy nam sie rok, dla mnie trudny, ale wyjatkowo szybko mija..
    Coz - w nowym - juz 2018-tym wszystkim zycze aby bylo lepiej, zdrowiej, radosniej!
    Szczesliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj w tym nowym miejscu :)
    Ja też jeszcze się tutaj nie odnalazłam.
    Niewykluczone, że będę musiała zorganizować przeprowadzkę ponownie.
    Spis treści widzę z poziomu kokpitu ( nawet atrakcyjniejszy niż w onetowskiej wersji bloga) , ale kompletnie nie mam pojęcia, jak go pokazać publicznie :)
    Cóż. Jak pisałam - bliżej mi do wieku XIX :)
    Jeśli chodzi o rok 2018 - ja również mam nadzieję, że będzie lepszy. Dla wszystkich. Planuję mu w tym trochę pomóc:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sprawdzam. 3 razy mi się nie udało.

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Wreszcie.
    Ta duża czcionka jest trochę niewygodna w przewijaniu.
    Ale jak to celowy zabieg, dam radę.
    Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
  5. :) Udało Ci się, tylko tu liczne zapory, zasieki, wilcze doły "poustawiali". Komentarze czekają na zatwierdzenie ( własnie to zmieniam). Teraz powinno być ok.
    Jeszcze się gubię w nowej "szoferce", ale walczę. Jakoś ten szalony autobus poprowadzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na razie się bawię - ma się czytać wygodniej, ale...wiadomo - tu poprawię - tam się psuje...

    OdpowiedzUsuń

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.