środa, 4 października 2017

malowana bryczka ( czyli kiedy warto wziąć sprawy w swoje ręce?)

Mieszkańcy Osady wołali na nią " Sofijka".
Będąc dzieckiem nie znosiła tego.
Brzmiało to jakoś nienowocześnie, babciowo i ludowo.
Ale teraz, kiedy dorosła, rozumiała,
że skojarzenie było zbyt oczywiste.
Wszystko przez te ... wilgi!

Tu, gdzie mieszkali, wszędzie - w sadach, ogrodach , w gęstym liściastym lesie i w dolinie rzeczki – dosłowne na każdym kroku dało się słyszeć :

- fiiii- joooooo.......

- zo- fiiii-jooooo......

- sofiiiijooooooo.....

Z każdego krzewu, z każdego lasku odzywały się głosy płochliwych, żółtych ptaszków, "sofijek" , jak je tu nazywano.
A Zosia?
Podobnie jak one, wilgi, była bardzo nieśmiała i ... potrafiła ładnie śpiewać.
Na dodatek jej włosy miały tak intensywny odcień, że trudno je było nazwać
" blondem".
Ludzie mówili, że warkocz Zośki jest żółty.
Żółty jak piórka wilgi.
Jedyną osobą, która używała prawdziwej formy imienia Zosi była Smutna Olga.
Olga mieszkała w domu położonym od Osady tak daleko, że niemal dotykał ściany lasu.
To własnie Olga, mimo, że sama nigdy się tak do dziewczyny nie zwracała, pomogła Zosi pogodzić się z ta nieszczęsną "Sofijką".
Smutna Olga wcale nie nazywała się "Smutna".
Miała ładne, "kwiatowe", nazwisko.
Ale ludzie z Osady widać lubili skróty.
Wszyscy wiedzieli, że przeżyła trudne lata.
Podobno straciła ukochanego i majątek. Potem chorowała.
Cierpiała jak nikt inny w Osadzie.
Teraz, mimo, że przetrwała i odzyskała pogodę ducha, jej twarz cechował, jak mawiali, "wieczny smutek".
To jak inaczej mogli na nią wołać?
Olga była szanowana. Tu i za Lasem.
Mimo tego stroniła od ludzi.
Nie lubiła wizyt, wyjątek robiła dla Zosi.
Czasem wpadał tu też Konstanty.
Ale to się nie liczyło, on nie był stąd. Mieszkał w Osadzie za Lasem.
Zosia często i chętnie zaglądała do Olgi.
Dziwna i ładna to była przyjaźń.
Starej kobiety ( która nie przychodziła do Osady, bo nie lubiła ludzi ) i młodej dziewczyny ( która chętnie poszłaby do Osady, ale piekielnie się ludzi wstydziła).
Zosia mogła powiedzieć Oldze wszytko.
A ta potrafiła i milczeć, i poradzić, jak nikt.
Tu, w domu pod lasem, pod bokiem przyjaciółki, dziewczyna nauczyła się , że to, co "babciowe" i "ludowe" to wielka wartość, nie żaden wstyd.
Polubiła "bycie Sofijką".
Także - makatki, serdaki, hafty i przyśpiewki.
Dzięki Smutnej Oldze poznała wszystkie dawne, zapomniane ludowe piosenki.
I teraz dopiero okazało się, jak czysty
i mocny jest jej głos.
Czasem siadały sobie w ogrodzie.
Nie rozmawiały.
Zosia śpiewała.
Olga słuchała.
A wilgi, ukryte przed światem, na wyścigi przekrzykiwały głos swojej koleżanki "Sofijki".
Pewnego dnia dziewczyna otrzymała prezent.
Olga wiedziała, że musi z nim poczekać, aż jej "Sofijka" dojrzeje, by docenić jego wartość.
W wysokiej, ciemnej szopie majaczył dziwny kształt .
Komoda?
Szafa?
Kredens?
Nie – to jakiś pojazd!
Prawdziwa bryczka!
Zosia oszalała.
Ojciec nie pozwalał jej na konne przejażdżki po Osadzie, więc bryczka, nawet taka staroświecka, to była wolność dla człowieka nieśmiałego, który prędzej przeszedłby po rozżarzonych węglach niż przespacerował się w świetle dnia środkiem Osady!
Tego ojciec nie może zabronić.
Pojazd został odczyszczony.
Odmalowany.
Odchuchany.
Okazało się, że to prześliczna, romantyczna drewniana bryczuszka w kolorze zielonym.
Siedzenia, trochę teraz spłowiałe, tapicerowano kiedyś z fantazją, kontrastowo - na czerwono.
Prawdziwym, porządnym sztruksem, "Manchesterem"!
A na oparciach ławek, oparciu siedzenia przy koźle i w kilku innych miejscach wprawną ( zadziwiająco wprawną ) ręką namalowano bukiety kwiatów.
Drobne listeczki bluszczu wiły się tutaj wokół róż, fiołków, peonii i niezapominajek.
Nawet gałkę wieńczącą hamulec zdobiła drewniana , rzeźbiona gałka w kształcie pączka róży!
Kiedy powóz odzyskał blask, Smutna Olga przedstawiła swoje warunki.
Zanim Sofijka staje się prawowitą, jedyną właścicielką malowanej bryczki, przez całe lato musi udostępniać pojazd mieszkańcom Osady, jeśli oczywiście sama jej właśnie nie będzie potrzebowała.
Zosia przystała na ten dziwny warunek.
A Smutna Olga uśmiechała się pod nosem wiedząc, że dzięki niemu, prędzej czy później jej młoda przyjaciółka poobserwuje życie mieszkańców Osady z bliska.
Jeszcze tylko Konstanty, ten z Osady za Lasem, wpadł kiedyś i poprawił resory.
Coś tam posmarował, coś podregulował, przestało skrzypieć.
Można było wyruszać.
A powozić to Zosia umiała od dziecka!
Oczywiście teraz wszytko się zmieniło.
Sofijka przestawała trząść się na samą myśl o kontaktach z mieszkańcami Osady.
Udostępniając bryczkę - chcąc nie chcąc - zaczęła poznawać ludzi, rozmawiać z tym
i owym.
Sama już nie wiedziała, co daje jej więcej przyjemności – samotne przejażdżki malowaną bryczką, czy chwile, kiedy sąsiedzi przychodzili po "wózek".
Już się tak bardzo nie bała, nie wstydziła.
Była tak szczęśliwa, że w końcu, podczas którejś przejażdżki , zaczęła śpiewać.
Na cały głos.
- Jak wilga - mówili zachwyceni mieszkańcy Osady - nie widać dziewuchy, a głos się niesie po całej wsi! Istna Sofijka...

CDN

* Ikona wpisu :
Alfred Wierusz - Kowalski - "Przejażdżka"

1 komentarz:

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.