środa, 27 września 2017

brakujący element ( czyli czy warto opowiadać o swoim szczęściu)

Państwo Podleśni znali się jak łyse konie.

Wspólne podwórko.
Wspólna podstawówka.
Razem w ogólniaku i w tym samym mieście na studiach.
Wiadomo było, jak to się musi skończyć.
Ślub wzięli na czwartym roku studiów.
I to wcale nie dlatego, że musieli, bo na świat zamierzał się zgłosić kolejny członek tej miłej gromadki.
Pobrali się - bo tak.
Nie mogło być przecież inaczej.




Wszyscy to wiedzieli.
Ona i On.
Takie słynne papużki nierozłączki widać na każdej uczelni.
Dwie połówki jabłka, pomarańczy, czy czego tam chcecie...
Pani Rzeczna dołączyła do tej miłej parki jeszcze pod koniec ogólniaka.
Zaprzyjaźnili się w sposób nieprawdopodobny.
Stali się kumplami.
Partnerami.
Rodzeństwem.
Rodziną.
"Trójca" – mówiono o nich z ironią i z ...zazdrością.
Albo Rzeczno - Podleśni.
Nikt już nawet nie używał nazwiska panieńskiego Podleśnej , bo była ona w istocie bardziej Podleśną niż sobą, panną.
Trójca ( Podleśni i Rzeczna) trzymała się dobrze do obrony pracy magisterskiej.
Wtedy to pani Rzeczna poznała przystojnego doktoranta i słuch po niej zaginął.
Wróciła po kilku latach, tak jak Podleśni, do rodzinnego miasteczka.
Obolała, z wydartym sercem.
Doktorant ( obecnie już pan doktor ) poznał miłą i bardzo młodą studentkę, więc ku niej skierował uczucia.
Tym bardziej gratulował sobie słusznego wyboru, że dawna jego dama, pani Rzeczna, coraz częściej wspominała o pieluszkach
i wózeczkach.
A czuł się on jeszcze zdecydowanie młodo i chciał wyszaleć.
Rzeczna wracała teraz do siebie po tych strasznych chwilach.
Działo się to powoli.
Coraz częściej przebywała z Podleśnymi.
Otulała się, jak kocem, ich wsparciem i przyjaźnią..
Podleśny pomagał jej przy remoncie mieszkania.
Podleśna zapraszała na babskie wyjścia, zakupy, kawki...
Aż w końcu dawne obyczaje powróciły i stali się ponownie "Trójcą".
I tu skrócę historię , tylko niech Ci, z "pikantną wyobraźnią", nie myślą, że nasza Trójca równo i sprawiedliwie... dzieliła wszelkie dziedziny życia codziennego(Oooooo - nie! Nie! Nie! Rzecz dzieje się na prowincji, wszelkie alkowiane "figury geometryczne" to tutaj tabu).
Cóż. Jak łatwo się domyślać, stało się tak, jak w przypadku nieroztropnego kupca z mojego poprzedniego wpisu ( a właściwie z historii opowiadanej przez moją babcię).
Pani Podleśna nie wie dzisiaj, czy pragnęła pocieszyć przyjaciółkę ( że może ją też spotka wkrótce szczęście osobiste),
czy może jednak chciała ( dokładnie tak samo jak ten niemądry kupiec - chwalipięta), podzielić się z przyjaciółką swoim ( własnym – i Podleśnego) szczęściem?
Tego nie wiadomo.
Faktem jest , że dzień po dniu udostępniała przyjaciółce instrukcję obsługi własnego męża.
Rzeczna i bez tego wiedziała o nim sporo.
Wszak dorastali razem...
Teraz jednak Podleśni byli już odrębnym bytem. Rodziną.
Nie – dwiema trzecimi Trójcy. Mieli swoje sekrety... Słuchała więc uważnie...
Instytucja "przyjaciela domu" może i sprawdzała się w wieku XIX, ale teraz? Tutaj?
Na prowincji, gdzie każdy sensowny ( i seksowny jak on!:) mężczyzna to niemal biały kruk?
O tym zapomniała nieszczęsna, lecz jakże
( aktualnie ) szczęśliwa, otwarta i przyjacielska małżonka Podleśnego.
Wśród pocieszeń i wieczornych zwierzeń poszerzyła ( i tak obszerną już) wiedzę przyjaciółki na temat swojego ukochanego mężczyzny.
Obrazowo odmalowała, jakie to szczęście mieć go przy sobie, zasypiać w jego ramionach, rozmawiać z nim godzinami, łączyć osobę przyjaciela i ukochanego w jednym...
Dodatkowo zwierzyła się z pewnego
( prokreacyjnego – powiedzmy) problemu.
To jest - z sekretnej tęsknoty Podleśnego
za "ostatnim elementem" układanki, na której punkcie każdy facet ma podobno obsesję
Wybudowany dom.
Posadzone drzewo...
Nooo?
Czego tylko brakowało do pełni szczęścia?
A, że Rzeczna zawsze była dobra z matematyki, szybko ... "dodała dwa do dwóch".
Jego, Podleśnego genealogiczne pragnienia mogła zaspokoić( w przeciwieństwie do prawowitej małżonki) własnie ona! Własnie teraz!
Bez trudu.
Z ochotą.
O niczym bardziej nie marzyła.
Od dawna przecież wojowała ze swoim doktorkiem o pracę nad powiększeniem gromadki.
Facet, który marzył o tym samym...to istny skarb!
A , że go nie kochała?
Jakie to miało znaczenie?
Miły, zaradny, opiekuńczy...
Przystojny jak diabli!
No i był jej najlepszym przyjacielem.
To bardzo dużo.
I tu kończy się historia naszej szczęśliwej trójki przyjaciół.
Dzisiaj pani Podleśna aktywnie uczestniczy w sesjach z terapeutą.
Pani Rzeczna mieszka w ( dawnym) domu Podleśnych.
Z Podleśnym, swoim przyjacielem z młodości , obecnie małżonkiem.
Zasiada również pod drzewem , które ( dla Podleśnej ) zasadził jej ( ich) mąż i wychowuje Rzeczno - Podleśnego potomka!
Ten wymarzony ( przez Podleśnego) brakujący "element układanki".

Tadam!
To jest życie.
Więc nie mówcie mi, że człowiekowi nie można odebrać... człowieka.
Wiem, co mówię.
Wpis jest oczywiście zainspirowany Waszymi komentarzami, ale przede wszystkim ( jak niemal każdy tutaj) dwiema prawdziwymi historiami z życia na prowincji.


Niestety, zgadzam się z "X" ( witam na blogu).
Optymizm należy w takich sytuacjach dawkować rozważnie.
Oczywiście, jak pisze "Jacki", człowiek , który "dał się nam odebrać", nie był widocznie nam przeznaczony.
Oczywiście, jak pisze Ingeborga, żeby "dać się drugiej stronie odebrać", w związku musi czegoś zabraknąć.
Tu zabrakło potomka. Istotnego elementu.
Ważne, bolesne.
Smutna sprawa.
Czasem jednak przyczyny są zupełnie przyziemne , wręcz banalne.
Zgadzam się, że - jak piszecie - nie jest to decyzja "tej trzeciej osoby" wdzierającej się między parę.
To oczywiste.
Nikt z nas nie jest pozbawiony przecież własnej woli.
Czy jednak nie bywa tak, że na decyzje
( nasze? czy nie - nasze?) wpływają chwilowe impulsy, podniety, słabości , sytuacje...
W ocenie obiektywnej błahe, bezwartościowe.
W skutkach - straszne.
Alkohol.
Impreza.
Czerwona sukienka.
Dwudniowy zarost.
Dobre perfumy...
I - bach!
Co dalej?
Jeśli Twój partner ma szacunek do siebie, nawet jeśli ( jak nasza biedna Podleśna) kochał z całego serca, nie odpuści.
Nie przebaczy.
Nie udźwignie.


Bo ( nieważne – z jakich powodów) został rozmieniony na drobne.
A wiele osób po prostu takiej świadomości nie zniesie.
Zwykle ( szczególnie jeśli "uległ" pan) konsekwencje tego typu decyzji są nieodwracalne.
Panie bywają bowiem dość zaborcze, a w tej materii są zwykle bezwzględne.
Podleśny dał się ponieść kiedy żona wyjechała na szkolenie.
Pod ręką była Rzeczna.
Stara przyjaciółka.Bezpieczna sytuacja - myślał - skoro już przyszła, posiedzimy, pogadamy...


Nie miał najmniejszych szans w tym starciu.
Przecenił swoje możliwości.
"Przyjaciółka" ( spryciara) miała bowiem w rękawie "znaczonego asa".
Instrukcję obsługi... przekazaną jej własnoręcznie przez "prawowitą właścicielkę".
Podleśny wybudził się z amoku prędko.
Kochał żonę.
Chciał trwać z nią ( i tyko z nią, żadnych Trójc!) do tak zwanego końca świata.
Żona miała jednak honor.
Sytuacja nie skończyła się więc chrześcijańskim przebaczeniem i disnejowskim happyendem.
Nie mówicie mi więc...że człowiekowi nie można odebrać człowieka. Jest to jedynie kwestią znajomości "instrukcji obsługi" i wiedzy na temat..."brakującego elementu".

I ...pamiętajcie jeszcze, że ja tej historii nie wymyśliłam.


***
Jako ikonę wpisu wybrałam początkowo pierwszą z brzegu instrukcję BHP, ale to przecież zbyt oczywiste.

Jak zwykle ( w ostatniej przed publikacją wpisu :) chwili przypomniał mi się obraz" onirycznego Chagalla".
Tytuł oryginalny jest nieco inny ( "L'âne vert"), ale powiedzmy, że to "Szczenięce lata" ( szczenięce lata - czas nierozważnie podejmowanych decyzji).

Dziwny obraz , prawda?
Ale przecież Chagall zwyczajnych mało namalował , wiadomo ;)
Teraz zobaczcie, jak bardzo pasuje do dzisiejszej Rzeczno - Podleśnej historii.
Te dwie panie...!
Ten pan...!
Popatrzcie!
Pani po lewej to nasza Podleśna.
Skromna, cicha, odziana w sukienkę.
Ma rozpalone czerwienią okolice klatki piersiowej ( wiem, serce jest po drugiej stronie).
Kocha męża.
To prawdziwe uczucie. Takie - od "szczenięcych lat".
Ale ...pani wygląda, jakby znikała, traciła kolor...
Pani po prawej ( ta czerwona, w dolnym rogu) to Rzeczna.
Lubieżnica jedna na obrazie występuje golusieńka.
Czerwone, rozpalone namiętnością ciało.
Caaaałe ciało czerwone, żadne tam serce.
To ona wygrała.
Stąd pewnie to dziecię ( szary chłopczyk namalowany nieopodal tulącej się do siebie pary).
Co my tu jeszcze mamy?
Jest cebrzyk.
I kura.
I krowa ( co z tego, że zielona? przecież to obraz Chagalla! ;).
I jeszcze coś w rodzaju drzewa!
Zwróćcie uwagę, że wszystkie te przedmioty (zwierzęta) symbolizować mogą gospodarstwo domowe!
Wszystkie one skierowane są w stronę naszej namiętnej parki.
Popatrzcie, jak to wygląda w odniesieniu do skromnej, bladej Podleśnej.
Stoi kobiecina tak, jakby żegnała się na zawsze, że wszystkim, co miała.
Z domem, marzeniem o dzieciach, z balią do prania mężowskich gaci i kwoką, która znosi jajka na niedzielne jajeczniczki z mężem.

Odebrała jej to wszystko ta wyrachowana czerwona lafirynda.
Nic nie może już Podleśna zmienić.
Jest taaaka blada, smutna i słaba.
Jedyne, co pozostaje w tej sytuacji - to klepnąć na pożegnanie w zad... zieloną krowę!
:)



78 komentarzy:

  1. Ja tylko takie delikatne wtrącenie w temacik - czujność i zasada ograniczonego zaufania - albo do przyjaciółki, albo do partnera. (być może do obydwojga). Nie brzmi to optymistycznie, niestety. Z drugiej strony co z zaufaniem, lojalnością, o wierności nie wspomnę.... Czyż nie na tym to polega. Nie wiem. .. Dość specyficzne mam doświadczenia w tej materii. Ale wszystkim Wam życzę normalności w Waszych związkach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę niczego ciąc, miejsca jest tu pod dostatkiem.

    Podleśny, jak wspomniałam, nie istnieje. "Ulepiłam"
    go z dwóch facetów, może stąd to uproszczenie. Faktycznie trochę marionetką trąci, no ale nie o niego w tym tekście chodziło.
    Szczegóły muszę pominąć.

    A wpuszczanie "obcej"/ "obcego" na swój prywatny teren?
    Uwierz, Jacki, czasem nie mamy pojęcia, że karmimy żmiję jedzonkiem z własnej lodówki. Dajemy sobie prawicę za kogoś odciąc, a w kulminacyjnym momencie okazuje się, że tracimy nie jedna, prawą dłoń, a dwie.
    I stopę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ze żmiją i karmieniem się zgodzę :). Jednak wiele osób żmije karmi i nawet z nimi mieszka i nie zjadają ich ani ich bliskich. Grunt aby tacy Podleśni zdawali sobie, że gada mają w domu i terrarium mu zbudowali. :). A jak stanie się groźna pogonili do jej środowiska. Jeśli jednak nie umieją radzić sobie z gadami, to pognać to to jak najszybciej z domu ;). Trzeba być uważnym, zagrożenia zwiększają ryzyko i z tym tez się zgodzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chodzi o czujność w typie nie ufam jemu i jej. Bo według mnie zaufanie to podstawa każdego związku (dla mnie to najważniejsze i albo ufam albo nie). Lojalność i wierność to też bezcenne cechy dobrego według mnie związku i powinno bezwzględnie istnieć. Ja też nie mam zbyt dobrych doświadczeń, ale czy to znaczy że nie istnieją? "Ograniczone zaufanie" to według mnie w tym przypadku to czujność i obserwacja. To też znajomość słabych stron partnera (Achilles miał piętę) a w przypadku kobiet ... Wasz "szósty zmysł" oraz dbanie o nie stwarzanie okazji. Czy to zabezpieczy i uchroni od zdradą "wrogim przejęciem" ;) - nie, ale zmniejszy ryzyko. Według mnie nie ma metody pewnej. Dotyczy to tylko takiej sytuacji gdy dwoje ludzi ma takie wzorce i potrzeby związku. Bo różność potrzeb jest ... przeolbrzymia :).
    Z tą normalnością o której Ty piszesz jest różnie :) Bo każdy z nas ją inaczej postrzega :) Dla mojej koleżanki normalnością jest iż jej mąż musi ją słuchać i to ona decyduje kiedy "pozwoli" mu mieć swoje zdanie. Dla mnie nie ma to nic wspólnego z normalnością. Do życzeń normalności się przyłączam dodając, ze wspólnym rozumienia normalności w sposób jaki nam odpowiada :)
    Miłego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Samo pytanie cisnie sie na usta - a po co komu malzonek, malzonka, co do ktorych musimy miec ograniczone zaufanie, zachowac czujnosc itp.
    No co to za zwiazek? Chce - niech idzie - jak najszybciej, nic po takim (kiej), co do ktoryxh nalezy zachowac czujnosc!
    A ta wielka milosc po co ma cierpiec?
    Im szybciej zaczniemy sie z niej leczyc. tym szybciej pojdzie w przeszlosc.

    Ja to chyba mysle lekko staroswiecko -ale tam mam, ze nie umialabym sie zadowolic tylko keskiem chleba. To tak, jakbysmy trzymali cala kromke w rece, ale z drugiej strony ktos nam by ja podgryzal.
    A fe!

    Latwo tak napisac, zreszta - napisac mozna wszystkie - kada mysl przelac na papier.
    Ale nie jest to tak latwe w realu.
    Sa dzieci, sa rozne inne powiazania, stad tez czesto ludzie uciekaja sie do tej czujnosci, do ograniczonego zaufania.
    Tylko, ze wtedy tak po woli - ale jednak - uczucia slabna...

    Mysle - tak byl;o z dawien dawna i tak jest.
    No chyba, ze instytucje malzenskie po woli.. ...zaczna byc coraz rzadsze...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Mówią, że strzeżonego Pan Bóg strzeże.
    Ludzie są istotami ułomnymi. Fakt, że należy w pewien sposób pilnować swojego "skarbu" ( o ile taki mamy, bo można być przecież w związku, który jest czystym układem biznesowym i wtedy "lotto nam", kto się tym skarbem razem z nami "cieszy"), nie wyklucza uczuć, zaangażowania.
    Pomyślcie, przecież nikt nie zostawia biżuterii ( ba - nawet telefonu) na widoku, w otwartym samochodzie!
    Po prostu, jak piszecie, warto uważać, czy nie stwarza się okazji do "przejęcia".
    Przyznam, że Eksiowi dawałam mnóstwo swobody.
    Zero sprawdzania, kontrolowania...i cóż. Bez komentarza.
    Inną sprawą są "małżeństwa europejskie" ( on tam - zarabia, ona tu - dom i dzieci).
    Wtedy tylko zaufanie pozostaje. Nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiste jest, że normalność każdy pojmuje na swój sposób. Na temat ograniczonego zaufania wypowiedziałam się własnie przed chwilą ( odpowiedź do "Anonim").
    Zgadzam się, uważam , że nie ma w tym nic złego - oczywiście jeśli odbywa się to w granicach zdrowego rozsądku i z poszanowaniem... praw konstytucyjnych drugiej strony :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bywa jednak, że nawet jeśli dostrzega się zagrożenie, nie da się takiej gadziny pogonić. Z różnych względów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Siostro Pani...weeeeź, bo pomyślą, że ja Ci zgarnęłam Arnoldzika :D

    Szkoda, że nie możemy Im ( blogersom POczterdziestkowym) opowiedzieć historii z zaproszeniem, nie?

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak też bywa :) Ot życie

    OdpowiedzUsuń
  11. Bez zaufania w moim świecie po nic. No może, ugotuje wypierze ... rozmarzyłem się :). Poważnie, to są różne style małżeństw i związków na różnych zasadach będących ze sobą. Różność niesamowita i o dziwo dobrze im z tym (przynajmniej tak z boku to wygląda) a i nie skarżą się na to. I czy sobie ufają - czasem za grosz, a jednak :).

    OdpowiedzUsuń
  12. Historia z życia wzięta jakich wiele. Znałem dwie bardzo przyjacielskie pary małżeńskie które wymieniły się partnerami, na stałe, podobno z miłości. Znam panią której mąż na wspólnym urlopie baraszkował z przyjaciółką (urlopująca też z mężem) i został na tym złapany przez tą panią (żonę), oczywiście wszystko się rozpadło.

    W opisanej sytuacji możemy domniemywać że zdecydowana wina leży po stronie pani Rzecznej, ponieważ to ona uknuła plan zdobycia Podleśnego. Różni są ludzie i różny mają poziom słabości związany z seksem, możemy sobie wyobrazić że Podleśny chwilowo uległ urokowi Rzecznej, która sama go sprowokowała, faceci z dużą ilością testosteronu tak mają, to jest prawie silniejsze od nich. Na to by też wskazywało zachowanie Podleśnego kiedy zdrada wyszła na jaw, żałował, chciał wrócić. Równie dobrze Rzeczna mogła nie planować, w tym ich zbliżeniu mógł być obecny alkohol, lub po prostu oboje ulegli chwilowej emocji.

    Moim zdaniem zarówno kobieta jak i mężczyzna, nie są w stanie do końca kontrolować zachowań seksualnych, zależy to oczywiście od wielu okoliczności ale z wysokim poziomem libido ciężko jest się powstrzymać, szczególnie w takich momentach krytycznych. Dlatego ja daleki jestem od jednoznacznego osądzania, wyciągania pewnych wniosków, itp. I nie jest tylko kwestia zaufania, lojalności i miłości do partnera.
    Trzeba swoje przeżyć, poznać życie i wtedy nabiera się trochę pokory, a jak się jest młodym to się idealizuje, powtarza morały, frazesy i to co inni by chcieli usłyszeć.

    Mówiłem że mam kontrowersyjne poglądy :)
    ps. A tak miałem ochotę na te ciasteczka >:(

    OdpowiedzUsuń
  13. Możemy. Teraz to tylko my wiemy, co możemy, ile możemy i tylko my o tym decydujemy, bo jesteśmy "po czterdziestce, po rozwodzie" i ....możemy, dużo, dużo więcej...

    OdpowiedzUsuń
  14. Tez się zastanawiam po co komuś związek,który trzeba pilnować jak tej biżuterii?.
    Mój pierwszy związek, zakończony rodziną,wielka miłość,dzieci.Po jakimś czasie coś wygasło,coś się skończyło.
    Pierwszy na to wpadł mój Eks.Było mu źle w tej naszej rodzinie.Zakochał się miłością nastolatka,wręcz ogłupiał.
    Oboje dosyć zdecydowani w wyborach jesteśmy i był żal,smutek,złości, nienawiść.
    Jakoś trzeba było przetrwać.
    Miłość jego była wielka ale ukochanej już słabsza bo z mężem została.
    Tak,wierzyłam wtedy,nie sprawdzałam itp.
    Ale nie robiłabym tego i dzisiaj .Nawet zamkniecie w sejfie nie pomoże.

    Można przyprowadzić konia do wodopoju ale nie można zmusić go do picia.Do pokochania nie da się zmusić nikogo.

    Czegoś już nie było,nie było siły.która trzyma związek.

    Po wielu latach,kolejny poważny związek.
    Znacznie inny,nie scalają nas dzieci /a to silny układ,nie koniecznie miłość do współmałżonka trzyma "przy dzieciach"
    Nie wyobrażam sobie,że kiedy mój Niemąż spotyka się ze swoją byłą partnerką /-nie była żoną//jakieś interesy/ to ja wiszę na telefonie,obwąchuję czy jakiś perfum itp nie wyczuję,kontrola telefony itp.
    Nie czuję potrzeby bycia czujną.
    Nie na tym związek polega.
    Albo się komuś ufa albo nie.
    Ja, ze swoim Eks mężem czasami spotykamy się ,możemy spokojnie rozmawiać,wypić kawę,
    Kiedyś powiedział mi,że bardzo chciał wrócić ale wiedział, że ja mu nigdy nie zaufam i się nie zgodzę.
    Zapytał-miałem rację?-Miał
    Kiedy na weselu mój Niemąż poszedł porozmawiać z byłą żona, to ja nie biegłam za krzaczki podsłuchiwać.
    On tez mnie nie sprawdza,kiedy mówię,że jadę/ do innego miasta/ na spotkanie koleżeńskie,kobiet,których on nigdy nie poznał.
    Różnie może to być.
    Ale chyba mu nawet do głowy nie przyjdzie,że te koleżanki to może brodę albo wąsy mają.
    Tu nie o pilnowanie chodzi ale dlaczego ludzie,którzy lubią ze sobą być, ciągle wpuszczali do domu jeszcze kogoś.?
    Nudzili się ze sobą?
    Czyli już tam te supełki się rozwiązywały.Weszła nuda .

    Z tymi wielkimi potrzebami seksualnymi bym dyskutowała.Często jest to zamiennik uczuć,dla niektórych tylko sport.
    Często ta chwila to jedyne ciepło,które mogą dostać.
    Ale to jest zupełnie inna grupa związków .A my tu dyskutujemy -pilnować czy nie pilnować
    Nie pilnować,bo nikt nie ma chęci na bycie więźniem.
    Znaleźć takiego lub taka,której ufamy.Na innych szkoda czasu.
    I.



    .

    OdpowiedzUsuń
  15. Ale jak to zrobić, jak znaleźć?

    OdpowiedzUsuń
  16. Mówiłeś. A ja mówiłam, że my się tutaj kontrowersyjnych poglądów nie boimy:)

    Przypadków, kiedy rozum zszedł w niższe partie ciała i spowodował wiele zamieszania jest wiele.

    O tym, jak życie uczy pokory, kto i w jakim stopniu ( albo - czy w ogóle) potrafi kontrolować swoje libido, czym jest dojrzałość w związku i ile może tolerować człowiek, któremu na partnerze zależy - może innym razem ( każdy z tych problemów wart jest omówienia w odrębnym wpisie).

    Włączając do dyskusji pod odcinkiem "brakujący element" wymienione wyżej wątki, odchodzimy od tematu zasadniczego. A tym było dzielenie się z innymi osobami (nawet tymi bliskimi) informacjami dotyczącymi faktu, jak to wspaniale układa się nam w związku. Zwierzaniu się z intymnych szczegółów.

    Myślę, że ufność ( czy jak kto woli naiwność) Podleśnej, motywy Podleśnego, premedytacja ( czy też jej brak) Rzecznej nie mają większego znaczenia.
    Chodzi o to, że dla mnie ( tytułowym) "brakującym" elementem ( oprócz oczywiście wplecionego w treść wątku potomka) była ostrożność. Brak jakiejkolwiek ostrożności, którym wykazała się bohaterka wpisu.

    Nie proponuję pilnowania partnera, przetrzymywania go w złotej klatce, obwąchiwania z nieufnością każdego potencjalnego "złodzieja", który nam może ukochany skarb gwizdnąć w chwili nieuwagi.
    Mówię o tym, że "mowa jest srebrem, a..."

    PS
    Z ciasteczkami, Jacku, jest tak samo jak ... z różami!
    A te trzeba rwać, póki nie przekwitły :D
    Życie jest jednak zaskakujące, może będą nowe?

    OdpowiedzUsuń
  17. znalezc moze mozna
    alazlam i jest problem
    bo po takiej traumie jak moja sytuacja nie potrafię zaufać nikomu
    i moj partner to wie
    bede z tym zyc zawsze

    OdpowiedzUsuń
  18. Moim zdaniem, nie pilnować, mieć zaufanie, okazywać je, albo przynajmniej nie okazywać jego braku, ale … przynajmniej mieć świadomość że życie jest nieprzewidywalne, zachowania ludzi (w tym partnerów) nie da się do końca przewidzieć, mieć świadomość że jednak człowiek, partner, mąż, żona, może mieć inną moralność niż tą którą znamy albo tej której nie znamy, może mieć inne, większe potrzeby, chwile słabości, popełniać błędy, itp.
    Życie wspólne z brakiem zaufania jest fatalne, z ciągłym kontrolowaniem trudne, dla nas i dla partnera, oraz raczej nieakceptowalne. Ja stosuję zasadę, do pierwszego razu, nie śledzę, nie podejrzewam z ukrycia, jeżeli mam wątpliwości to mówię to otwarcie w formie żartu, co też najczęściej bywało odbierane jako zdrowa zazdrość.

    Oczywiście idealnie byłoby mieć partnera idealnego moralnie, ale czy idealna moralność w ogóle istnieje, czy nie wiążą się tym inne braki lub dewiacje. To jest ta zasada dwóch końców kija.

    OdpowiedzUsuń
  19. No tak, ale czy tak rozumiana ostrożność (jej brak) bohaterki wpisu nie byłaby w istocie brakiem zaufania ?, nadmierną podejrzliwością ?, wykazywaną przez bohaterkę.

    Trudno też poprzeć pogląd że ukrywanie ("milczenie jest złotem") "instrukcji obsługi" jest panaceum na tego typu konsekwencje. Instrukcja obsługi jest w miarę uniwersalna, żyjemy w otwartym świecie, z łatwością utrzymywania kontaktów, tylko od osobowości osób w tym uczestniczących i konkretnych okoliczności, zależy czy wydarzy się to co ma się wydarzyć. Nie mamy na to aż takiego wpływu ... i chyba na pewno, nie poprzez milczenie.

    OdpowiedzUsuń
  20. Twój partner wie - jest nadzieja, że wspólnie uda się pokonać demony.....
    Ja nawet nie dopuszczam takiej myśli, by "szukać".

    OdpowiedzUsuń
  21. Ok. Zgadzam się. Jeśli dwoje ludzi w związku decyduje się na coś; jest to ich wspólna decyzja i akceptują to - nie dyskutuję, nie oceniam. Ich wybór.
    Pisząc o normalności miałam raczej na myśli relację opartą o normy (dekalog może)

    OdpowiedzUsuń
  22. A co wtedy, gdy partner/ partnerka stosuje zasadę "milczenie jest zlotem" do ochrony siebie - nie mówi nic o tym, co jest, a już nigdy o tym, co było, Za to słucha, bardzo uważnie. Zbiera informacje i rejestruje je, a jego "segregator pęka w szwach". Kartek coraz więcej i nagle okazuje się, że jesteśmy tylko jakąś jedną kartką, którą jak wiele innych wcześniej zwyczajnie wyjął z segregatora

    OdpowiedzUsuń
  23. Arnoldowo :) Mam nadzieje, że kiedyś znów poczujesz, że możesz i chcesz "szukać" tego Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  24. Brakiem zaufania? Raczej nie.

    Nie mówię o skrajnej podejrzliwości w stosunku do każdej osoby, która przekroczy nasz próg, ale o selekcjonowaniu informacji , które związane są ze sferą intymną pary – takim obszarem, do którego nie dopuszcza się żadnej, najbardziej nawet oswojonej żmii ( i wcale nie mam na myśli tu jedynie spraw związanych z łożem).

    A nasze pokolenie, zauważ, często w ten własnie sposób pojmuje bliskie relacje społeczne
    ( gościnność, szczerość , otwarty dom, zwierzenia posunięte do ekshibicjonizmu)

    Oczywiste jest,jak piszesz, że jeśli nasz partner/partnerka zdecyduje się na skok w bok, nie będziemy mieć na to żadnego wpływu.

    Świadomość ta nie oznacza jednak , że musimy „reklamować” wszystkie korzyści, jakie staną się udziałem uczestniczącej z nim/nią w skoku tym osoby.

    OdpowiedzUsuń
  25. Normalność może równie dobrze nie mieć nic wspólnego z dekalogiem ani z typowo pojmowaną "normalnością" . Banalny przykład ? Iwaszkiewiczowie. Opowiadałam Ci też kiedyś o ...bigosie :):):)
    Istotne jest, żeby dwie osoby miały świadomość, na jakich zasadach funkcjonuje ich związek. Jeśli obie akceptują największe nawet ( w pojęciu ogólnym) odchylenia, jest ok. Gorzej jeśli jedna strona ustala własne reguły bez wiedzy drugiej sprawiając tym samym, że ta druga żyje iluzją związku.

    OdpowiedzUsuń
  26. Jak to co? Wiadomo. Przestaje być w końcu partnerem ( prędzej lub później). Związek polega przecież na czymś zupełnie innym. Ale znowu zmieniamy trochę temat - bo tu wkraczamy w relacje WEWNĄTRZ związku, a historia Podleśno - Rzeczna dotyczy tych zewnętrznych.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeśli on/ona chroni siebie (złotym milczeniem) przed partnerem/ką, to co to za partner/ka. To obserwator/ka, zbieracz/ka i być może dobry/a słuchacz/ka. Hmmm, ale zostać kartą w segregatorze, to do bani. Tylko nikt, nigdy nas tam nie włoży. Jesteśmy ludźmi, mamy uczucia, wrażliwość, osobowość. Kartka zapisana jest ... jako subiektywny wynik opisu odczuć, który nigdy nie będą osobą. Według mnie nie można tak budować związku nie da się. Karty na stół ;). Rozdaje - pasuje, grasz nie pasuje szukasz innego stolika. No, czy wszystkie czy na raz i czy na pewno chcemy je widzieć?

    OdpowiedzUsuń
  28. Droga Arnoldowo ! ;) . A co miałoby być ??. Skoro stosował zasadę „milczenie jest złotem” do czegoś co wydawało się podejrzane, to był to dzwonek alarmowy i trzeba było reagować, podejmować działania, podjąć decyzję. Tym bardziej jeżeli widzieliśmy jego (jej) pełną świadomość i być może wyrachowanie (słucha uważnie).
    Czy widzieliśmy i rozumieliśmy że zbiera, rejestruje, segreguje ?
    Czy rozumieliśmy że te działania są złe lub czy to podejrzewaliśmy ?
    Czy wiadomo, dlaczego we właściwym czasie nie zareagowaliśmy lub może nie chcieliśmy zareagować.
    A gdybyśmy, mieli i chcieli zareagować, to zrobilibyśmy to skutecznie a nie dla pozoru ?
    Powyższe pytania to trochę sugestia w kierunku słów; niemoc, bezsilność, podporządkowanie, uzależnienie, nadmierne zaangażowanie, ślepa wiara, zmanipulowanie, strach, nadzieja.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie ma uniwersalnego, "idealnego moralnie" partnera. Moralność to pojęcie względne. Dla kanibala niezrozumiały będzie fakt, że nie wcinasz ludzkiego mięska. A czy taki smakosz uważa siebie za istotę niemoralną? Otóż to!
    Partner idealny moralnie to chyba raczej taki, który wyznaje podobne do naszych zasady i poglądy, albo - przynajmniej - rozumie i akceptuje nasze.

    OdpowiedzUsuń
  30. To jest argument, mówienie do takich osób o sferze intymnej naszego związku/partnera może je również nakręcać do działania, pobudzać wyobraźnię, wywoływać podniecenie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Przeczytałem jeszcze raz komentarz do obrazu i ciekawi mi czy Chagall wiedział proroczo, jaki urzekający opis jego dzieła pojawi się w przyszłości ;) . Prorok, wiedział jak na jednym płótnie oddać dramat Podleśnych igrających z losem , ciesząc się publicznie szczęściem. Wymiękam pod urokiem rozpalonej do czerwoności Rzecznej. Gadzina jak w raju biednego tego Podleśnego do złego... ;)
    Dobrych snów :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Otóż to. To jak wymachiwanie szynką przed nosem psa. Wcale nie musi być głodny...

    OdpowiedzUsuń
  33. I do tego ...ta zielona krowa będzie teraz należała do niej!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  34. moralność - mówimy o ogólnie przyjętych w naszym społeczeństwie, normach moralności.
    Nie komplikujmy !!, bo i tak to już jest wszystko mocno pogmatwane.

    OdpowiedzUsuń
  35. W najlepszym przypadku weźmie i zakopie na później :)

    OdpowiedzUsuń
  36. A serio: trudno wyrazić, jakie to uczucie, kiedy (zamiast odkurzać i prać:) usiadł człowiek przy laptopie, wymyślił historię, a potem zablokował się szukając ilustracji.
    Aż tu nagle - otwiera się w mózgu jakaś szufladka, przypomina się kilka obrazów i ...bingo!
    Okazuje się, że jeden pasuje wprost idealnie. Jak to możliwe?

    Dreszcze.

    OdpowiedzUsuń
  37. A no mozliwe, trzeba być Podkarpacką...

    Wiosny jesienia!

    OdpowiedzUsuń
  38. A kto gmatwa - a no my sami, ludzie...
    Taka istota jest czlowiek!
    Problem tylko w tym, aby dwie jakos pasujace osoby spotkaly sie, wtedy dadza rade, no i oby sie Wam udalo.
    Bo mnie sie nie udalo i nie udaje nadal...
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  39. Panowie. Wiemy doskonale, jaki związek być powinien. Analiza wzorcowa. Każdy nasz komentarz właściwie tego dotyczy. Jednak jak to wcześniej ujął Jacek - jesteśmy, tylko ludźmi.Kochamy, a miłość podobno jest ślepa. Wiecie, co mam na myśli. A co może przywrócić wzrok - tylko cud.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  40. Kichać pranie, kichać odkurzanie ... bo są dreszcze.
    Znaczy te trywialne czynności życia codziennego, też niestety będziesz musiała wykonać, jednak wykonaj je z uśmiechem będzie łatwiej.

    OdpowiedzUsuń
  41. Nie podawaj się, szukaj i miej nadzieje. Jeśli mogę coś radzić to potraktuj swoje nieudane wybory jako wzorzec kogo już nie szukać.
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  42. Dla mnie to na obrazie jest uśmiechnięty osioł z głową w kwiatach,radosny,przyprowadził swoja panią- nieśmiałą,stojącą z boku i pokazał
    Zobacz,spotkasz swojego mężczyznę i cała zamienisz się w miłość bo czerwony to kolor miłości.
    Albo może ,nie stój z boku,popatrz,już nabierasz koloru,już zaczynasz mieć cieplutko koło serca.Popatrz,może warto się przyłączyć -tu osiołek już "poleciał" w trójkąty.
    Pozdrawiam słonecznie.

    I.

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie zgadzam się z tobą Arnoldowo :) , jesteśmy aż ludźmi. Istotami myślącymi obdarzonymi umysłem ciałem i duchem (to każdy inaczej może nazywać). To o czym Ty piszesz to zakochanie - choroba przyjemna i dająca wspaniałe zarówno fizyczne jak i psychiczne efekty - motylki w .. ciągłe szczerzenie zębów(uśmiech), radość z rzeczy których w normalnym stanie nawet nie zważamy. Niestety z godnie z teoriom zachowania równowagi odbija się to naszym ograniczonym pojmowaniem otaczającej rzeczywistości słabo widzimy - nie widzimy wad drugiej osoby, słuch się nam też przytępia, wszystko co burzy nasz obraz osoby w której się zakochaliśmy a słyszymy od niej lub osób nam bliskim jest pomijane. Ciało zostaje szprycowane wewnętrznie sporymi dawkami dopaminy , noradrenaliny i fenyloetyloaminy do tego spada nam serotonina. Jesteśmy naćpani z zakochania. Ograniczeni. Stan zarąbisty i przyjemny i za free - wystarczy się tylko zakochać. Infekcja wywoływana przez nasze przyzwolenie (nie ma się co dziwić) stan super i nieunikniony (dzięki Ci o panie :) ). I tu wchodzi człowieczeństwo i radzenie sobie z stanami "odlotowymi" (niestety nie uczą tego w szkołach - jak), pozostaje nauka po przez doświadczenia - zdać sobie sprawę że jestem zarażony ... dobrze jak objawy są u dwojga (niestety nie zawsze). Obserwować i starać się (cholernie trudne) jak najmniej siebie uszkodzić. Po chorobie zmysły wracają do normy i ... wtedy zaczynamy widzieć jakich głupot się dopuściliśmy :) Hmm natomiast miłość i kochanie to według mnie już stan wyższy i w pełni świadomy. Wiem iż moja partnerka/er ma wady (każdy je ma), wiem że ma swoje jak dla mnie dziwne zachowania. Wiem, że lubi to a tego nie. (mimo np. iż ja mam odwrotnie), po prostu poznałem ją/ego i zaakceptowałem (z bogactwem inwentarza :) ). I wytwarza się oksytocyna i wazopresyna - hormony trwałego związku, hahaha.
    Jakie proste, prawda ;)
    To wymaga świadomości i uwagi i nie nabywa się tego z pierwszym razem. Niektórzy mają to szczęście inni muszą się uczyć (właściwie nie muszą - mogą).
    Pewno zawsze możemy się zarażać nieświadomie i odpuścić sobie obserwację i uwagę, jednak wtedy musimy wiedzieć że prawdopodobieństwo szoku po naćpaniu z "miłości" wynosi 90% i wiem że będę cierpiał i tyle :). Ale co nabuzuje wewnętrznie to moje - tylko czy sobie z nim poradzę. Można jak większość unikać tego trzymać się z dala nie angażować , nie pozwolić na zakochani (chociaż i tak nas to dorwie), głód poczucia emocji jest wielki :). Każdy świadomie lub nie ale wybiera . Wszystkim pozytywnego odlotu (zakochania) w towarzystwie też odlatującej (zakochanej w niej/im) osoby życzę z całego serca :). Przede wszystkim życzę stałego związku z stałymi w niem odlotami. Czy wierzę w to? jeszcze tak :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Szacunek Ingeborga, ten pierwszy opis jest opisem osoby pozytywnej :)
    Chociaż osiołek się w drugiej części to już bardziej się 'rozkręcił".
    Jeden obraz, jedna rzeczywistość a jak rożne jej odbiory. Widzimy świat i sytuacje różnie w zależności od naszego samopoczucia nastawienia i wyuczonych odbiorów.
    A mnie w tej strasznej szkole uczyli - co poeta i twórca miał na myśli ;)

    OdpowiedzUsuń
  45. Arnoldowo
    nie oszukuj sie
    dopuszczasz taka mysl
    kazdy tegi pragnie

    OdpowiedzUsuń
  46. Panie i panowie z racji tego, że się "udzielam", przedstawie się . Jestem ze wsi :) (nawet nie z prowincji ;) z jednym tylko kościołem ale za to 99% wierzących - :) ). Po 14 latach mój związek się rozpadł, dlatego szukając odpowiedzi trafiłem na bloga podkarpackiej. Z traumą rozpadu już sobie poradziłem (trwało to trochę ... ). Nie zostałem zraniony (chociaż moje ego twierdzi inaczej). Nie jestem bez winy, (popełniałem błędy), tak się stało. Uważam, że przeżyłem dobre lata w związku z wartościową osobą (bo przecież nie wybrałbym niewartościowej), kobietą mądrą i inteligentną. Byłem dojrzały i małżeństwo miało być na całe życie. Jednak coś się zmieniło i stało się, nie jesteśmy razem. Nie wyszło.
    Jestem optymistą, bo tego się nauczyłem. Wierzę w ludzi bo też się tego nauczyłem. Nie boję się mówić o tym co czuję, myślę - nawet gdy inni tego nie akceptują - bo się tego nauczyłem. Nie boję się żeby inni mnie oceniali i mówili co o mnie myślą (nie jest to czasem miłe i sprawiedliwe), jestem człowiekiem z wadami i zaletami inni nie muszą ani się ze mną zgadzać ani akceptować - nauczyłem się tego.
    Wszystkich tych rzeczy ciągle się uczę i nie przestane - to też już wiem.
    Nie zamierzam wiązać się z innymi na siłę. Pewnie, chciałbym nie być sam i nie zamierzam się zamykać, jednak nie za wszelką cenę :) . Sam sobie poradzę. Moje życie jest normalne. Ja chyba też, ale to musieliby potwierdzić Ci którzy obok nie żyją. Jednak kocham życie, szanuje inność ludzi (nawet wtedy gdy żadna z moich "norm" nie może ich przyjąć). I jestem po czterdziestce. Wiem, też że wszystkie te słowa można w necie napisać ... i w ząb nie będzie w w tym prawdy (niestety ludzie wolą kłamać niż zmierzyć się z prawdą ), więc nie zakładam że mi uwierzycie, chciałem abyście wiedzieli kto pisze to co pisze :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  47. X, można nie dopuszczać czasem, zajmujemy się naszym bólem i zawodem, że nie widzimy szans na podejmowanie kolejnego ryzyka, to nas przerasta. Blokujemy się wewnętrznie. Mi, jak byłem duuuużo młodszy, zdarzało się wylecieć z życia na miesiące. Nikt nie nauczył mnie jak sobie z tym radzić i działo się ... :(

    OdpowiedzUsuń
  48. Autor....chciał zarobić i tyle.
    Wmawiano nam coś innego
    .A jeżeli udało mu się sposób na zarabianie pieniędzy połączyć z pasją /malarze-przykładów moc,że malowali często by przetrwać/
    pisaniem -pisarze-Kraszewski chyba najdoskonalszym przykładem.
    No a my się głowiliśmy co...pani nauczycielka by chciała usłyszeć.:)
    I.

    OdpowiedzUsuń
  49. A ja zawsze mówiłam coś innego , niż to, co Pani chciała usłyszeć i efekt był taki...że mnie nie kochała :D
    Ech, piękne czasy!

    OdpowiedzUsuń
  50. Zgadzam się. U mnie ten stan trwał przez wiele lat. Myślę też, że nie ma to wiele wspólnego z wiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  51. W imieniu wszystkich Pań i Panów, jako gospodyni tego lokalu, dziękuję Ci za przedstawienie "profilu".
    Właściwie nikt z nas tego jeszcze nie zrobił, ale wszyscy - w mniejszym lub większym stopniu uprawiamy tu ekshibicjonizm :)
    F 47 twierdzi, że na podstawie danych, które podałam we wpisach, bez trudu można byłoby mnie zidentyfikować. Innych pewnie też. Ale mam nadzieję, że tak się nie stanie. Podejrzewam, że niejedna rozwódka/"poczterdziestka" z naszej mieściny pisze i żyje sobie tu bezpiecznie.
    Taaak. Anonimowość to istotna sprawa.
    Sprzyja bardziej otwartym wypowiedziom.

    OdpowiedzUsuń
  52. :) Zawsze pozostaje pytanie ile w tym co napisałem prawdy a ile iluzji ;) . Identyfikacji nie boję się, piszę co myślę i czuje i nie zamierzam się z tym ukrywać :) .
    Nawet nie wiedziałem, że aż tak się obnażam o ja bezwstydny ;).

    OdpowiedzUsuń
  53. Myślę, że ten blog to takie "miejsce", gdzie nie ma sensu kłamać. Piszemy o tym, co dla nas ważne, dzielimy się doświadczeniami i w pewien sposób pewnie sobie pomagamy. Fajnie, że jesteś z nami Jacki.

    OdpowiedzUsuń
  54. Dziękuje, też miło Was poznać.

    OdpowiedzUsuń
  55. Mówią, że człowiek nie jest samotną wyspą. To, że jestem sama nie znaczy, że jestem samotna. (Brzmi jak banał) Miałam taki moment -Podkarpacka wie to jak nikt -myślałam, że nie dam rady sama, że moje życie, moje bezpieczeństwo zależy od tego, czy obok mnie jest mężczyzna -wsparcie, opoka, To był ciężki czas.. Uświadomiłam sobie (duża w tym zasługa naszej Gospodyni), że to nie tak. Moje życie, moje bezpieczeństwo zależy tylko ode mnie. Nikt inny mi tego nie da, nigdy.
    Jestem sama, ale mam obok niezawodną Ekipę, na którą mogę liczyć zawsze. Mam rzeczy, które mnie cieszą -rower, książki, góry (tu fakt przydałby się towarzysz do podreptania, bo koleżanki się poddają -w sensie kompan). To mi daje radość, energię i póki co wystarczy.
    Nawet jeśli przemknie mi czasem taka myśl -to łapię za kosiarkę, taczki, czy cokolwiek mam pod ręką , bo nie ma takiej opcji, bo choć niektórzy mówią, że do trzech razy sztuka -moje dwa razy wystarczą.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  56. Spoko, to Twoje życie i masz prawo żyć jak chcesz. Mimo wszystko życzę wiary w ludzi i w swoje miejsce w nim z bliską osobą. Wiem, że to bardzo trudno bo dzięki Twoim wpisom i lekturze bloga wydaje się że jesteś bardzo wrażliwą osobą (np. Leszek Możdżer - nie każdy tą muzykę będzie tak przeżywał - by nie chcieć pożyczyć płyty swej bratniej duszy ;) po koncercie ). Nie jesteś sama, bo jest ekipa i to prawda, nie wątpię i oby zawsze obok Ciebie byli życzliwi ludzie (Twój janioł stróż też czuwa :) ). Gdy stwierdzisz, że chcesz i jesteś gotowa to spróbujesz lub nie. Nie ma zasady do trzech to bzdura. Niektórzy mają raz i wystarczy inni 3,4 i więcej do skutku. Nie ma reguły, jedno jest pewne trzeba się czuć gotowym na to że możemy się pomylić. No i znów nikt nam tego nie mówił. Nikt nie nauczył nas jak radzić sobie z pustką, zawodem i poczuciem i innych towarzyszących uczuć. (gospodyni blog i Wy tutaj robicie to) Są różne wrażliwości ludzi, im bardziej wrażliwa osoba tym bardziej zmasowane i mocne ma doznania w miejscu gdzie druga osoba nic nie czuje. Hmm, te doznania mogą być dobre i złe. To wszystko w teorii Ty jak większość osób wiesz. Wrażliwość jest darem strasznie trudnym do uniesienia, bo do czasu dopóki nie poznasz siebie i nie zrozumiesz rodzących się emocji to nie nauczysz się z nią żyć i będziesz się chronić przed tymi które niosą (lub nawet stwarzają) zagrożenie negatywnych emocji przez wycofanie - to normalne i naturalne. Od Ciebie zależy czy będziesz na tym pracowała czy nie, każdy wybór jest dobry - możesz ale musisz. To Twoje życie i masz prawo przeżywać go na swój sposób. Ja twierdzę, że można i się da. Życie nie będzie milsze, ludzie nie będą lepsi, ale można nauczyć się jak sobie z tym radzić.
    Siły,wsparcia i życzliwości wokół Ci życzę :) , a jeśli kiedyś zechcesz poszukać właściwej osoby.

    OdpowiedzUsuń
  57. Dzięki za Twój obszerny komentarz, ale mnie chodziło o zupełnie coś innego. Miałam na myśli miłość - bezwarunkową, pełną oddania, poświęcenia siebie, swego czasu, swoich pasji dla tej drugiej osoby. Kochasz tak, że nie odbierasz żadnych sygnałów, nie słuchasz nikogo, nie dopuszczasz nawet myśli, że coś może być nie tak. Jesteś w stanie wypruć sobie trzewia dla tej drugiej osoby. Często cierpisz,, ale kochasz nadal. I przychodzi jeden moment, w którym odkrywasz coś (sam), co dobrze życzący Ci ludzie wiedzieli od dawna. Ale to Twoje odkrycie -naoczne -bo odzyskałeś wzrok. Rozumiesz mnie teraz. Pozdrawiam i dzięki Ci za wszystkie wpisy

    OdpowiedzUsuń
  58. Zawsze pozostaje pytanie, ile w tym ... co ja napisałam jest prawdy a ile iluzji :D

    A serio: myślę, że wiele z piszących tutaj osób mówi, co myśli. Anonimowość jest jednak ( moim zdaniem) istotna z przyczyn zewnętrznych ( praca, dzieci, plotki). Przemyśl to jest małe miasto.

    OdpowiedzUsuń
  59. Nie wszyscy wiedzieli ;)

    OdpowiedzUsuń
  60. Cha, cha, cha...Super interpretacja.
    Tak to jest.
    Punkt widzenia zależy od punktu...

    OdpowiedzUsuń
  61. Prywatność, to prawo każdego i nie musi się ujawniać. Ja zrobiłem to tylko w pewnym zakresie - wsi w Polsce jest 43068 :) , chciałem tylko pokazać że miejsce gdzie żyjemy nie ma znaczenia. Czujemy, myślimy przeżywamy podobnie. Różnie to określamy definiujemy z reguły myśląc, że to ja mam pod górkę (wtedy gdy się nam sypie związek). Z racji moich pozytywnych przekazów, mogliście sądzić, że łatwo mu pisać bo nie przeżył tego co ja. To prawda, nie przeżyłem tego co Wy, każdy/a ma swoje przeżycia bo o to chodzi w życiu. Przeżyłem i przeżywam coś innego. Dlatego dokonałem częściowego "obnażenia ;) ". Bo może to Wam to da nadzieje, że nawet jak cierpię teraz, nie wierzę w ludzi, czasem nie wierzę (myślę, że nawet często - bo coś musi być ze mną nie tak) w siebie to jest nadzieja i wcale tak nie musi być jak jest teraz. Że tak naprawdę ja o tym decyduję. Jemu się udaje ( radzić i mieć wiarę w siebie i ludzi), to mi się też może udać. Nie ma znaczenie czy jestem znany(a), nie ma znaczenia gdzie mieszkam, nie ma znaczenia jak bardzo czuję się zraniona (ny), zawiedziona(ny). Mogę to zmienić i tyle. Nie muszę, nie ma takiego przymusu (nikt Ci nie każe i nie zmusi), ale mogę jak uznam że jestem gotów(a). Oczywiście to nie sztuka pisać, mówić i o czymś myśleć. Trzeba to wdrażać w życie. Nie nauczymy się żyć z opisów i definicji to trzeba przeżywać.
    Udanego weekendu z uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  62. Kolego Jacki, przekaz masz bardzo pozytywny i można by oceniać jako motywujący ale nie do końca uwzględniający realia życia i specyficzne problemy w których znaleźli się ludzie, w tym tutaj obecni.
    Takie okoliczności jak; zdrowie, stan psychiczny i emocjonalny, choroby, sytuacja majątkowa i mieszkalna, praca lub jej brak, realne szanse na rynku matrymonialnym i wiele innych. Wszystko to może powodować że ludzie są realistami i widzą że ich szanse są niewielkie, a to nie pozwala być optymistą i na siłę wierzyć że będzie lepiej.
    Nie mówię że Twój przekaz i motywacja są złe, ale chyba powinieneś powyższe wziąć pod uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  63. Ma znaczenie gdzie żyjemy.
    Nie ma porównania mieszkanie w małej wsi, z Warszawą czy Poznaniem.
    Małe środowiska są trudne dla osób myślących inaczej,nie udzielających się w kościele,czyli procesje,strojenie domów czy figurek itp. dla ateistów czy homoseksualistów
    Porażka jednych jest atrakcja dla reszty.
    A już rozwódka jest jednoznacznie oceniana-ale była jędzą,chłop ją zostawił.I coś w tym typie.
    Jeżeli ktoś przyjechał z miasta i zamieszkał w takiej nie letniskowej wsi to dla nich albo niespełna rozumu albo bogaty.
    Nie ma szans się zasymilować z bytem wieloletnim.
    Zamieszkanie z kimś na krótko,próba nowego związku,porażka i znowu próba to wyjdzie z tego kobieta ...rozwiązła.
    Duże miasto nie zauważy.
    I do drugiego Pana

    Nie do końca zgodzę się też z drugim Panem.
    Jestem optymistką ale i realistką.Jedno nie wyklucza drugiego.
    Wiem,ze dzieci utrudniają rozpoczęcie nowego życia, ,jakieś wywiadówki ,lekcje,choroby.
    Dylematy typu nowe buty czy składka w szkole,wyjście do kawiarni czy podręcznik/czyli sytuacja materialna ma tez wpływ/.
    No tak,tylko nie można zakładać,że nam się nie uda,że zawsze będzie źle.
    Nie było by sportu gdyby ludzie nie zakładali sukcesu.
    Można iść do kawiarni tylko na kawę /ciasto tuczy:)/ Dzieci kiedyś dorosną a szczęściu po prostu trzeba pomóc.
    I.

    OdpowiedzUsuń
  64. Do F47 (Jacka) biorę to wszystko pod uwagę co napisałeś. Oprócz tego, że jestem optymistom, jestem też realistą aż do bólu. Gówno, nazywam gównem a nie jakimś odpadem biologicznym. Wiem, co oznaczają choroby i wiem jak boli jak coś w naszym ciele nie działa jak chcemy. Wiem co oznacza być w stanie załamania i jak ciężko się z niego wychodzi. Wiem co oznacza nie posiadać środków do życia i nie mieć nadziei że to się zmieni. Wiem, że świat jest pełen niesprawiedliwości, oszust kłamstwa i wcale go nie zamierzam idealizować. "Szanse na rynku matrymonialnym ? " - co to jest, wymyślony termin? A szanse 6 w lotto to przy tym żadne - a jednak co losowanie ludzie kupują kupony i wierz mi bardo często kupują je Ci którzy niewiele mają, a jednak grają? Wiara w cokolwiek na siłę według mnie istnieje. Spróbuj przeczytać jeszcze raz to co piszę. Ja nie mówię że świat jest wspaniały nie ma chorób, wojen, wszyscy mnie kochają i akceptują. I że jeśli eksia czy eks odeszli to super i że jeśli Cię zawiedli to dobrze i jeśli próbują obskubać i w d..ie mają Twoje wspólne dzieci to jest wspaniałe - nie twierdzę tego - to jest złe to się wydarzyło, to nie tak powinno być, jest gówniane i tyle! To, że ktoś zachorował i cierpi to jest straszne i nie jest sprawiedliwe (nikt nawet mój wróg nie powinien cierpieć). To, że zaufaliśmy komuś oddaliśmy się w pełni i ... pras nie ma to się stało i to przynosi cierpienie nieufność, brak wiary w innych - nic dziwnego. Nie twierdzę, że rozwód jest fajny i rozwodnicy to najlepsza i najbardziej poszukiwana część społeczeństwa - NIE. Rozwód jest do duu..y i zawsze przynosi ból i cierpienie co najmniej jednej ze stron (nawet jak nie jest to rozwód, tylko rozejście dwojga osób, które kiedyś chciały być ze sobą do końca życia - nawet, przyrzekały sobie to. To boli , to powoduje masę złych emocji i tak to wygląda. Każdy przeżywa to inaczej to pewne. Jednak możesz wierzyć lub nie jestem totalnym realistą ! Rożnica tylko taka, że nie tworzę negatywnej rzeczywistości tyko staram się zobaczyć taką jaka jest. Nie nadając jej wartości emocjonalnej (nie zawsze mi to wychodzi, ale się staram). Pewno, dużo w swoim życiu przeżyłeś i to bolało, przykro mi. Jednak nie daj się swoim złym emocją nie dołuj. Zasługujesz na dobre, życie na partnerkę z którą będzie wspaniale, myślę że ona też z Tobą może być szczęśliwa. (jeśli masz to gratuluję i życzę braku zawodów i rozczarowań). Nawet jeśli dopadło Cię coś z tych "reali życia", które wymieniasz szukaj swojego szczęścia (jak masz to o nie dbaj). Bądź szczęśliwy.
    Jeśli chodzi o realia - to nasza "powłoczka" zwana ciałem się starzeje (wiem coś o tym ;) ) i pewno trudno znaleźć Sexy gościa lub ach!!! lolitę w wieku o połowę od nas młodszych, którzy tak po prostu pokochają (już zmądrzeli i wiedzą że ciało ważnym jest, ale liczy się też wnętrze). Jednak jeśli ktoś chce kierować się tylko tym to w czym problem ? Zobacz w okół siebie nie mam par wiekowo zróżnicowanych? No powiesz, kasa, władza, charyzma etc.. - masz rację dużo jest takich. (Spełniasz warunek i masz :) - żarcik ) Są jednak takie w których jest po prostu miłość - przynajmniej teraz.
    Ja uważam, że lepiej kochać i być kochanym nawet krótko, z ryzykiem przeminięcia uczucia - niż tego nie doświadczyć ze względu że może się nie udać i będzie bolało (bo będzie -zawsze boli) :)
    A i jeszcze jedno - ja wcale nie twierdze, że zawsze będzie lepiej - nie, nie będzie ale będzie inaczej. Czasem będzie dobrze, czasem będzie źle - dokładnie tak wygląda życie. Czasem jest źle nawet bardzo jednak to przemija, czasem bardzo dobrze i tu niestety też przemija. (ne pomogą pieniądze, pozycja, chęci)
    F47 jeszcze raz szczęścia i optymizmu Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  65. Pełen szacunek Ingeborga ;) - mądra kobieta :) , myślę że o tym wiesz, ale co mi tam.
    Masz rację z różnicą wieś a jakiekolwiek miasto :) , kontekst miał znaczyć nawet na wsi po rozwodzie możesz się uśmiechać i starć się żyć dalej. Gadają i będą gadać , tu nie jest się nigdzie anonimowym - taki urok, żyje tu od urodzenia i wszystko co piszesz to prawda. Wbrew pozorom, interneta ;) są też powszednie :) . Nie pisałem tego aby licytować się kto ma gorzej/lepiej tylko że taka "prowincja" jak Przemyśl to duże miasto w stosunku do Wsi. Pozdrawiam wszystkich Przemyślan.

    OdpowiedzUsuń
  66. Jacki, dziękuje za życzenia !. Zwróć uwagę że to jest Twoje postrzeganie Ciebie samego !! i otaczającej Cię rzeczywistości, natomiast będąc bardziej empatyczny, bo piszesz do innych, powinieneś się wczuć w ich postrzeganie, nie ważne, racjonalne czy nieracjonalne.

    Są choroby, np. depresja, która w żaden sposób nie pozwala !! na optymistyczne patrzenie w przyszłość, więcej, osób z depresją nie wolno !!! motywować, gdyż przynosi to odwrotne skutki !!

    Nawet bez depresji, pomyśl, mówisz że można tylko trzeba chcieć, a ktoś czytający chce ale nie może, nie udaje mu się, nie potrafi patrzeć optymistycznie. Niechcący wywołujesz u czytającego odczucie „niepotrafiącego”, „bycia gorszym”, bo w końcu on „też by chciał”, patrzeć optymistycznie, ale nie potrafi. Czytający czuje się gorszy i jeszcze gorzej niżby miał Ciebie nie czytać.

    To co piszesz to jest Twój !! stan emocjonalny, Twoje postrzeganie, Twój optymizm, ale niekoniecznie innych czytających.

    Czy taka motywacja ma sens ?, pewnie dla niektórych tak, część zmotywuje, przynajmniej na krótko, ale podejrzewam że duża część poczuje się gorzej, a nie o to tu chodzi.

    Pamiętaj, osoby z depresją (zdiagnozowane i niezdiagnozowane) to obecnie 10% społeczeństwa, a tutaj pewnie połowa, ich nie wolno w taki sposób motywować, oni wymagają w większym stopniu zrozumienia !!, a mniejszym pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  67. Do Arnoldowej. Ok, źle zrozumiałem. Miłość bezwarunkowa - piszesz (full zaangażowanie, bez reszty z pełnym zaufaniem), bez odbierania sygnałów ? A czy druga osoba tego od Ciebie wymagała, czy Ty się w nim zatraciłaś? Szanuje Twoje uczucia, ale czy ktoś kto nas kocha wymaga od nas "wyprucia sobie trzewi", brzmi drastycznie. Myślę, że sama odkryłaś a jeśli nie odkryjesz co się ... stało. Według mnie nie można kochać - cierpiąc jedno drugie wyklucza. Jak będziesz cierpieć to będziesz zła, wkurzona, obolała i to nie przełoży się na kochanie. Można przyjąć krótką dawkę cierpienia w kochaniu, przebaczyć i kochać ale gdy cierpimy długo zaczynamy mieć odmienne emocje ... wkurzamy się, jesteśmy źli, nienawidzimy. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem - tak się zafiksowałaś w miłości i oddaniu że byłaś głucha i ślepa na sygnały od najbliższych i wydarzenia w życiu i ... tu mi brak czego ale domyślam się iż obraz Twojego (jaki Ty sobie stworzyłaś) związku i osoby z którą byłaś oraz jego zachowań nie był taki jak rzeczywistość. Przykre, ale często tak jest - chcemy tak bardzo żeby coś lub ktoś wyglądał(o) jak tego pragniemy, że nie widzimy rzeczywistości. Dlatego potrzebujemy zaufanych mądrych, nie zazdroszczących nam osób, powinniśmy brać zawsze ich zdanie pod uwagę!!! Myślę, po przeczytaniu bloga, że Ty masz taką przynajmniej jedną osobę, która ufa Ci też - podkarpacką - mądrą, inteligentną, wrażliwą i bardzo spostrzegawczą (co jest przydatne bardzo w takich sytuacjach) - Pani gospodyni to nie liczy się jako chwalenie bloga - stosuję się do nakazu BASTA ;) . Korzystaj póki masz, bo to kiedyś też może się zmienić :) . I jeszcze jedno ze względu na wpis pod którym piszemy - bądź czujna by rzeczona Rzeczną się nie stała ;) :)
    Jak miło, że piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  68. Do F47 nikt nie jest gorszy przez to jak się czuje. Dla mnie wszyscy są w pełni wartościowi i nie muszą nic robić aby to udowodnić. Moja ocena siebie jest w pełni subiektywna - to też fakt. Uważasz, że nie jestem empatyczny w stosunku do innych, to też jest Twoja ocena. Ja nie mówię i nie zamierzam innym mówić jak mają przeżywać swoje życie. Jeśli to, że życzę im jak najlepiej to przestępstwo to chcę być przestępcą. Nigdy nie twierdziłem, że trzeba tylko chcieć - twierdziłem, że można chcieć i nadal tak twierdzę. Jeśli ktoś poza panem uważa, że szkodzę innym swoimi wypowiedziami to zamilknę i tyle. Nikt podkreślam nikt nie ma prawa się czuć gorszy bo czuje myśli inaczej niż ja. Ma do tego pełne prawo. Jeśli jednak ktoś z Was się ta poczuł to przepraszam, moim zamiarem nie było i nie jest różnicowanie ludzi. Ludzi staram się rozumieć i wczuć się w ich sytuację a nie oceniać. Jeśli komuś przeszkadza, że odniosłem się bezpośrednio do jego wypowiedzi - to proszę napisać nie będę tego robił - przepraszam. Do Pana Jacku wypowiedzi już nie będę się odnosił. :)
    Wszystkich u których zdiagnozowano depresję i nie tylko, drażnią moje wypowiedzi - przepraszam - nic złego nie miałem na celu, szanuję ich odczucia.
    Jesteśmy dorośli po czterdziestce i sami decydujemy jak się z innymi komunikujemy. Czy coś akceptujemy czy nie, bardzo proszę o informację czy komuś oprócz pana Jacka przeszkadza moja forma. Jeśli oceniacie, że Wam przeszkadza to dostosuję się. Jeśli uważacie, że nie powinienem się wypowiadać to także zamilknę.
    Jeszcze raz wszystkiego co najlepsze Panie Jacku.

    OdpowiedzUsuń
  69. Z racji zwrócenia mi uwagi na potencjalnie niestosowne i niewłaściwe w formie moje wypowiedzi na blogu przez Jacka (F47) chciałbym
    wszystkich, których drażnią moje wypowiedzi - przeprosić - nic złego nie miałem i nie mam na celu, szanuję ich uczucia, wybory decyzję i nie zamierzałam i nie zamarzam oceniać ani zmieniać. Wyrażam swoje opinie - jeśli bezpośrednie zwrócenie do kogoś go uraziło lub poczuł się „niepotrafiącym”, „ gorszym” lub ogólnie źle - przepraszam.
    Nikt, podkreślam nikt nie powinien się czuć gorszy bo czuje myśli inaczej niż ja (ja nie jestem pępkiem świata tylko gościem mającym takie poglądy). Jeśli jednak ktoś z Was się tak poczuł to przepraszam, moim zamiarem nie było i nie jest różnicowanie ludzi. Ludzi staram się rozumieć i wczuć się w ich sytuację a nie oceniać. Jeśli komuś przeszkadza, że odniosłem się bezpośrednio do jego wypowiedzi – to proszę napisać nie będę tego robił – przepraszam.
    Miłej reszty soboty :)

    Jesteśmy dorośli po czterdziestce i sami decydujemy jak się z innymi komunikujemy. Czy coś akceptujemy czy nie, bardzo proszę o informację czy komuś oprócz pana Jacka przeszkadza moja forma. Jeśli oceniacie, że Wam przeszkadza to dostosuję się. Jeśli uważacie, że nie powinienem się wypowiadać to także zamilknę.

    OdpowiedzUsuń
  70. Ej - Jacki - wszystko jest o.k., kazdy ma prawo swoje mysli przelewac w tekscie, nic zlego, po to jest dyskusja.
    Kazdy czlowiek jest inny, inaczej mysli, te sama cznnosc wykona inaczej.
    Wiec piszmy swoje.

    U mnie lato jesienia.
    22 stopnie ciepla, uroczy sloneczny dzien - wszystkim takich dni jak najwiecej, bo przeciez jesien!
    Pozdrawiaqm!

    OdpowiedzUsuń
  71. Jacki, jest ok. Ja się nie poczułam. Gdyby tak było, napisałabym. Każdy z nas ma świadomość, że czytamy, komentujemy, bo tego chcemy. W wolności...
    Mnie się milo komunikuje z Tobą i innymi "fanami" naszej Podkarpackiej i staram się z każdego takiego kontaktu wyciągnąć coś dla siebie.
    Jesteśmy tu po to, by uczyć się od siebie i dzielić doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  72. Chyba te dyskusje Panów poszły za daleko.
    Do F47.
    Może są tu ludzie z depresją ,pewnie są tu Dd,i kobiety i,potłuczone emocjonalnie ale to nie znaczy,ze Jacek kogoś tu uraził
    .W sumie to nie jest blog terapeutyczny.
    dyskutujemy sobie o tym jak nam kiedyś było,jak chcielibyśmy by było.

    i ..ja nie czuję się źle z moim optymizmem..

    A nawet więcej,,jestem, wdzięczna rodzicom ,że potrafili mnie tak wychować,że miałam siłę się podnieść
    To,że w towarzystwie jest niepijący alkoholik,,nie znaczy,ze wszyscy mamy nie pić toastów.
    To trochę skrótowa odpowiedź na temat depresji.

    Do Jacka.

    Zrozumiałam Twój przekaz o miejscu zamieszkania,po prostu dodałam parę słów od siebie.
    Ja wiem ,ze dla mnie zamieszkanie na wsi byłoby trudne ale to nie znaczy ,ze niemożliwe:)
    Bo my tu sobie dyskutujemy, o tych nowych czasach po rozwodowych a ja to ten głos optymizmu przekonuje,ze warto szukać,ze pomimo trudności warto..
    I.

    OdpowiedzUsuń
  73. Dzięki Igeborga. Jesteś ważnym Głosem tego blogu.

    OdpowiedzUsuń
  74. Rozszerzę swoją wypowiedź. Oprócz kwestii którą poruszyłem, która moim zdaniem jest istotna, pozostaje jeszcze kwestia poziomu wypowiedzi i bełkotu, powtarzanego przez Jackiego w odpowiedzi na wybrane komentarze. Bełkotu z którego niewiele można zrozumieć ale przewija się cały czas ten sam zafałszowany morał motywujący i podnoszący na duchu. Pisany dla sztuki, dla zaistnienia, dla zwrócenia na siebie uwagi. Bełkotu okraszonego frazesami i banałami, który ma wywołać określony skutek i tak naprawdę jest manipulacją na tych osobach do których jest kierowany. Można to czytać raz, dwa ale nie cały czas bo po prostu zaczyna irytować. O złej stronie ortograficzno - stylistycznej wpisów Jackiego wspominam przy okazji, ale to też ważne ze względu na wysoki poziom wpisów Podkarpackiej, oraz świadczy zarówno o poziomie autora jak i właśnie wpływa na odbiór bloga.

    Każdy może pisać co chce ale są granice przyzwoitości i poziomu, zwróciłem delikatnie uwagę wskazując na inne powody niż te najważniejsze.

    Efektem jest ten oto plebiscyt poparcia zorganizowany bez zapytania o zdanie i zgodę Autorki bloga.

    Nie, moi Drodzy, tak nie będzie, poziom bloga zostanie zachowany, czy to się komuś podoba czy nie, jak ktoś ma ochotę akceptować chlew to niech idzie do chlewu ale tutaj nie będzie go uprawiał ani popierał. Tak będzie. Dziękuję za uwagę.

    OdpowiedzUsuń
  75. Poziom bloga, Jacku z pewnością będzie zachowany. Dba o to Podkarpacka. Pozdrawiam i spokojnej nocy

    OdpowiedzUsuń
  76. Do F47

    Chyba czegoś nie rozumiem .Kto tu jest moderatorem?
    To Ty- F47 decydujesz,jaki będzie poziom blog?
    Czy zauważyłeś,że obrażając Jacka obraziłeś wiele osób?
    To znaczy,że na tym blogu tylko ludzie piszący piękną nieskazitelną polszczyzną maja prawo wypowiedzi?
    A wiesz,że w emocjach często można napisać z błędem?
    Pisząc w telefonie,na małym ekranie tez te błędy są.
    Tu żadnego chlewu nie ma,są inne zdania,nawet jak pisane w stylu Tobie nie odpowiadającym.
    Nie zna Cię ale ton wypowiedzi przypomina mi narady w wojsku,tam tylu autorytatywnie myślących panów siedzi za jednym stołem
    Łatwo komuś"dokopać',Tobie też by można było tylko czy to o to chodzi?
    Było miło ,ciekawie i coś zepsułeś,wystraszyłeś innych,nowych,bo teraz może nie dadzą rady w tak wysokim poziomie komentować.
    A wystarczyło nie czytać czy też nie oceniać drugiego Pana
    I
    I..

    OdpowiedzUsuń
  77. Ach te nierozważne kobiety! To istoty przebiegłe, więc należy uważać, a nierozważność miała tutaj swoje konsekwencje. Osobiście nie rozumiem dzielenia się intymnymi szczegółami z życia. Intymnymi, bo dotyczącymi rodziny, małżeństwa. Nawet najbliższej przyjaciółce nie powinno się mówić wszystkiego. I to nie dlatego, że się jej nie ufa (a jak widać powyżej, czasem może to mieć uzasadnienie) tylko z czystej lojalności wobec męża. To jest "nasze" i musi zostać "nasze". Do tej relacji nie można zapraszać innych, w żadnej formie. Tak uważam i jak widać ma to sens.

    OdpowiedzUsuń

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.