czwartek, 17 grudnia 2020

światełka i szczoteczki ( czyli rozważania o Living Apart Together)

Korzystając z postoju
w przedświątecznym korku, Magda przyglądała się własnemu oku w lusterku wstecznym.
Coś się dzieje. 
Z okiem.
Bo dookoła, chociaż ruch, trąbienie, korek samochodowy to teoretycznie sprzeczność: nie dzieje się nic. 

Nie powinna opuszczać swojej domowej twierdzy w godzinie szczytu, ale musiała.


Ciasto jedzie odebrać :)
No, to utknęła.
Nie jest  to takie złe utknięcie.
Ciepło tu, muzyczka, a dookoła ruch niezmotoryzowanych i świąteczne światła.
I jeszcze, w oddali, widok  na oświetlony ładnie
( chociaż, brrr, fuuuu, na niebiesko) most.
Niepotrzebnie tylko, chyba po raz pierwszy od marca, wykonała makijaż oka.
Ma za swoje.
Bolało jakoś dziwnie. Żarło wręcz.
A tu zero możliwości manewru.
Łapy niezbyt sterylne. Nie będzie dłubać teraz. A łzawi pieruńsko.
Chociaż łzawienie takie, oprócz oczywistych zagrożeń, ma i swoje dobre strony.
O, takie świąteczne światła, rozmyte i powielone przez łzy, to istna magia.
I to nie są łzy złamanego serca czy sponiewieranej godności.
Oto ekskluzywne łzy elegantki pandemicznej, której zachciało się użyć tuszu do rzęs, nie sprawdziwszy jak tenże relikt czasów, gdy chadzało się do pracy w realu,  porzucony w kąt , zniósł kwarantannę.
Nagle od zerkania w lusterko i  łzawienia oderwał ją ruch po prawej stronie.
Uwięziony na sąsiednim pasie facet pokazał ruchem podbródka swoje lusterko, potarł komicznie oko i zaśmiał się.
Magda też się roześmiała.
Niby nie ma w tym nieszczęsnym miescie ani grama zabawnego  faceta, a jednak co chwilę jakiś wynurza się spod powierzchni szarości.
Jest nadzieja :)
Fajnie, że w tym morzu covidowego smutku chce się komuś  jeszcze chichrać.
I to w upadającym gospodarczo, kulturowo, politycznie, moralnie ( i na wszystkie inne możliwe sposoby) mieście na końcu końca Polski B.
W korku do tego.
I w dodatku o melancholijnej, szarej godzinie. 
Facet pomachał raz  jeszcze i ruszył przesuwając się o dwa metry do przodu.
A w głowie uśmiechniętej Magdy, jak  zwykle w takich facetowo - śmieszkowych sytuacjach, rozpoczął się łańcuch pytań i odpowiedzi, by skończyć się nieodmiennie w ten sam sposób...
- Facet?
- Jak najbardziej.
- Randki?
- Nie ma sprawy.
- Coś więcej?
- Jeśli facet  fajny, naturalnie!;)
- Wspólne plany?
- Czemu nie?
- Jego szczoteczka w mojej łazience?
- NO WAY!

Magda ma dzisiaj coś w rodzaju randki.
Z tej to okazji postanowiła przebrać się za człowieka innego niż HOMO SZLAFROKUS czy HOMO DRESUS. I dlatego wytoczyła armaty minimalistycznego, acz zabójczego dla oka, jak się okazało, makijażu.
Kolacyjka w środę!
W środku tygodnia!
Bo w sobotę Magda będzie spać do południa , a potem  pastować podłogi. 
Bo tak chce.
Relaks dzisiaj. Dużo śmiechu. Świece, wino. 
No i to ciasto, po które właśnie "stoi w korku". 
Od kiedy syn wpadł tu z wizytą i , przypadkowo zupełnie,  odkrył cukiernię potrafiącą robić, co do niej należy ( i nie, nie jest to bynajmniej znany lokal w centrum miasta, w którym ceny rosną wprost proporcjonalnie do zmniejszających się  porcji!), Magda nie traci czasu na wypieki.
Takich skomplikowanych zresztą nie wyczaruje.
A czas woli tracić na 
ciekawsze sprawy, potem ewentualnie, na spalanie skutków konsumpcji tych frykasów :) 

Ostatecznie udało się odebrać ciasto, a nawet doprowadzić oko do porządku.
Kolejny wieczór w cudownie odprężającym towarzystwie to coś, na co Magda czekała latami. Dawne sprawy pozamykane, dzieci starują w świat dorosłych, wydawało się więc, że już tylko rozmowy z kotem będą alternatywą dla pracy i spania, więc Magda nie może się nadziwić pewnej oczywistości.
Takiej mianowicie, że życie naprawdę niesie różne niespodzianki. Dopóki trwa (  być może - i potem ;)

Ale też,  że wolność , ta wywalczona samodzielnie, daje wielką swobodę w decydowaniu o tym, z kim, jak i kiedy spędza się czas.
I że czasem człowiek decyduje, że spędzać go warto z samym sobą.
Magda korzysta często z tej możliwości, ale  ostatnio, otwarta jest  też na inne.
Robi, na co ma ochotę. I wie, że n
awet jeśli życie podsunie jej smakowity ( jak to ciasto ) kąsek w postaci śmieszkowego faceta, który będzie myślał o niej tak poważnie , jak ona o nim,  nie bierze pod uwagę umieszczenia szczoteczki tegoż faceta obok własnej.

No way. 
Marne szanse.

Skoro około 10 % populacji wyznaje już tę zasadę, skoro są pary , które przetrwały tak całe życie, znaczy - można.
Magda wierzy, że po tych wszystkich dziejowych zakrętach , które przeszła, życie w związku "dochodzącym" to dla niej jedyna dopuszczalna forma związkowania.

Living Apart Together zatacza coraz szersze kręgi. Na całym świecie. W Polsce też!
I to nie dlatego, że ktoś chrapie, albo pracuje w Stanach, albo nie chce wprowadzać dziecka do nowego domu, albo nowego człowieka do domu, w którym mieszka jego dziecko...
Dlatego, że tak jest fajnie.

I że można tworzyć związek, zachowując swoje przyzwyczajenia, nie czując równocześnie totalnego skrępowania, nie popadając w rutynę
i ( to dla Magdy najistotniejsze) czując maksimum bezpieczeństwa.
Mając własną norę, do której wejście można odsłaniać i zasłaniać, kiedy się chce.
Zanim zgłębiła temat, Magda czuła się jak odmieniec.
Jednak, skoro już co dziesiąta osoba tak żyje, o czymś to świadczy.

Po przetrwaniu rozwodów, zawirowań samotnego rodzicielstwa, nieudanych związków, po odzyskaniu majątku i wiary w ludzi oraz  zrewolucjonizowaniu własnego podejścia do ludzkości ( tu głównie praca nad asertywnością), Magda uznała, że czas na  nagrodę.
Na iście królewskie życie.
A tym jest dla niej obecnie stabilizacja, poczucie sprawczości. Spokój i wolność. 

- Mieeeeeeszkać osobnooo?
- Jak to?
- Co to za wymysł ?! - zakrzyknęłyby zapewne lokalne kumoszki w charakterystycznych nakryciach głowy. A, tfu, szatańska modo!

Ale nie będziemy się kumoszkami przecież przejmować, zwłaszcza ich średniowiecznymi poglądami.

Nie karmią nas, ani nie płacą nam za  karmę dla kota i dostęp do Internetu.
Zresztą przecież nawet i  średniowieczni królowie mieli własne oddzielne komnaty.
Ba! Oddzielne skrzydła zamkowe czy tam pałacowe.
Tak, Magda wie, o co chodziło w tych mariażach.
Ale to tylko symbol. 

Symbol związku, który może trwać nie powodując, że rezygnuje się z własnego życia.
Że nasze nawyki i potrzeby nie są tłamszone przez nawyki partnera i jego potrzeby.
Takie choćby jak to, że  on ryczy sobie z kumplami radośnie, oglądając mecz u siebie, a Ty w tym czasie, sącząc winko lub herbatkę, wzdychasz do Uhtreda z Bebbanburga ( no, ja akuratnie do jego krewnego, ale wiecie o co chodzi :).
I on jest szczęśliwy, i Ty jesteś szczęśliwa.
I nikt się nie złości, że piwem zalano dywan, a Adaś zarzygał klozet. On to posprząta i to nie ociągając się, bo kibelek wszak w jego włościach leży. 
Ty w megakomforcie, w wielkich skarpetach, z maseczką, w której wyglądasz jak upiór, patrzysz sobie na wielkie muskuły i pogańskie gusła :D, potem zmyjesz te maseczkę w wolnej łazience, nie strasząc jego kumpli. On w tym czasie po każdym golu wrzeszcząc jak goryl z bajki...
Baaajkaaaa...
Ale jak zachoruje, zachrypnie z tego wrzasku, polecisz z rosołkiem.
Nie daj Boziu, z modną ostatnio amantadyną, ale jakby co, to tym bardziej.
A że to nieekonomiczne?
 Że dwa mieszkania ?
Że drogo?
Cóż, wolność nie ma ceny.
A jesteście przecież razem.
Opiekujecie się sobą. I równocześnie dajecie sobie luz. 

Kwestię wierności zostawiam. Można przecież zdradzać mieszkając razem, kiedy obrączka błyszczy na palcu.

I tak, żyjąc sobie razem i osobno zarazem, skoro idą święta, każdy może  przystroić własną choinkę.
I nikt nie musi licytować, co ma na niej zawisnąć, ani, kto potem wrzuci pudła do pawlacza.

I przy takiej choince, raz jednej, raz drugiej, posiedzieć można milutko.
A potem albo pójść do siebie, albo zostać...
Jak kto woli.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.