sobota, 30 lipca 2016

pudełko pod łóżkiem ( czyli o wchodzeniu w nowy związek)

Arnoldowa nadal w kawałkach.
Sorry, już nie - Arnoldowa przecież!
Ciągle zapominam. Arnolda nie ma!

Schwester ma, jako osoba zdecydowanie "nadenergetyczna" walczyć musi obecnie z przekierowaniem energii na inne niż dotychczas pola.

Dotąd, przez lata, cały niemal jej czas pozasłużbowy, cała niemal jej energia, emocje, kreatywność - wszytko to koncentrowało się wokół rodziny i Arnolda.

Obecnie, kiedy wielki meteoryt pierdyknął w ten stabilny wszechświat, Siostra kręci się w kółko miotana energią, która musi znaleźć jakieś ujście.

Wraz z ukochanym mężczyzną...straciła miliard obowiązków.
Już nie taszczy więc siat z zakupami, nie stoi godzinami przy garach, nie wstaje
o poranku, żeby zapakować do pojemniczków ekologiczne sałatki - fit dla lubego.
Nie prasuje, nie sortuje, nie wiesza, nie składa...Nie zajmuje się bliższą i dalszą rodziną Arnolda.

Teraz ciągle dziwi się , jak mało ma brudnych garów w zlewie!
I że pralka wolniej się zapełnia!
I że w domu słychać muzykę, nie - jazgot telewizora.

Cóż, dziewczyna jest w szoku.
Co zrobić z taką ilością czasu?
Obecnie Siostra powoli przypomina sobie o ...sobie!
Wróciły dawne koleżanki, lektura, sport, moda.
Schwester znowu uczy się intensywnie, rozwija, planuje.

A jednak proces ten przebiega cyklofrenicznie.

Są dni, kiedy czuję się jak oprawca.
To te, kiedy jej odbija, kiedy topi się we łzach, nie śpi i pyta w kolko"dlaczego?, dlaczego?"...

Robi wtedy głupoty, traci wiarę we własne siły, a muszę ja wtedy ochrzaniać, pionizować, "polewać zimną wodą".

Serce pęka, kiedy się na to patrzy, ale pomóc można niewiele.

Można tylko trwać przy boku, a od czasu do czasu - potrząsnąć mocno, żeby rozum wrócił na swoje miejsce. I czekać.

Schwester jeszcze nie wie, że wszytko będzie dobrze. Że sobie poradzi. Że uniesie, udźwignie. Że życie codzienne kobiety w XXI wieku - w dodatku takiej jak ona, energicznej, pracującej, kreatywnej - naprawdę w niewielkim stopniu zależy od tego , czy ma ona czy nie ma przy boku faceta.
ZresztąQ W razie czego - mamy już przecież całą listę lepszych
( i gorszych!) kontaktów awaryjnych do wszelkiej maści fachowców i specjalistów. Mamy też świadomość, że panowie, których los stawiał dotąd na naszej drodze nie zawsze aktywnie angażowali się
w sprawy domu ( zajęci własnymi, tajnymi ;) sprawami) i przecież właściwie to już od dawna, od lat radzimy same.
Wiem, że rozpacz Schwester związana jest ze stratą emocjonalną, z poczuciem , że
w zamian za serce zostało się okantowanym, wykorzystanym.
Że zainwestowało się w kogoś kilka lat swojego życia, miało się wspólne plany, marzenia - heeeen, aż do emerytury
i ...dupa! Dupa blada.

Patrzę na te męczarnie i zastanawiam się, jaki to wszytko ma sens.
Jak zabezpieczyć się przed kolejnym rozczarowaniem?
Co się stanie, jeśli Siostra wejdzie za chwilę w kolejny związek? ( A , że wejdzie, jestem pewna, bo takie kobiety długo na wolności nie chodzą:D). Jak zabezpieczyć ją przed kolejną porażką?
Nie wiem.
Tego po prostu nie wiem.
Dwadzieścia lat temu ślubowałam przed ołtarzem naszej przepięknej Archikatedry ( wtedy jeszcze stąpałam w swej retro - ślubnej sukni po autentycznej , kamiennej posadzce, którą obecnie zamieniono na wstrętne, sośniackie podgrzewane coś!),że nigdy nie opuszczę stojącego obok mnie mężczyzny.

Nigdy.
Nawet jak będzie stary, łysy, chory, ubogi... I on ślubował mi, przysięgając przed ołtarzem, przed Bogiem, że odtąd ...na zawsze, na wieki.

Taaak. To był wielki dzień.
I co?
I wiadomo. Dupa.
Sęk w tym, że ja dotrzymałabym tej przysięgi.

Problem polega jednak na tym, że kiedy współpracuje , ślubuje czy robi cokolwiek innego więcej niż jedna osoba, dajmy na to - dwie osoby, to to już jest z założenia skazane na niepowodzenie.
Ma się 50 % szans na zrealizowanie projektu, dojście do celu, dotrzymanie słowa.
Nawet , jeśli bardzo nam zależy, traktujemy współpracę, projekt czy taką przysięgę serio, nie można przewidzieć, co - w dowolnym momencie - odbije wspólnikowi, współpracownikowi, współślubującemu.

Już dawno wymyśliłam, jak zabezpieczyć się przed kolejną porażką, bólem, brakiem oddechu, nieprzespanymi nocami ...i tak dalej.
W pracy nie jest to trudne.
Wystarczy jasno określić zakres obowiązków i odpowiadać za swoje.
Jeśli ktoś zawali, jego problem.
Jeśli ja dam ciała - pretensje do siebie samej.
Ale jak ochronić się przed porażkami w związkach?
Cóż.
Mam na to własny, tzw. autorski sposób.
Kilka lat temu wyjęłam z "klaty" swoje złamane serce i włożyłam do pudełka. Trzymam je teraz , bezpieczne, pod łóżkiem.
Jeśli - mimo wszystko - czasem w klacie pojawi się jakiś ślad uczucia, zostaje on wydarty i wrzucony natychmiast do pudełka. Tam usycha.
Usycha, bo w dzisiejszym świecie, w moim wieku, w mojej sytuacji, w mieście, w którym żyję nie ma  zwyczajnie szans na uczucie tak płomienne, żeby spaliło to pudełko razem z jego zawartością.
Leży więc tam sobie serce spokojnie, cichutko. Śpi bezpieczne.
A dotknąć go mogą tylko moje dzieci, matka i Arnoldowa.
Ewentualnie kot.
I końcówka od odkurzacza:) Ale to rzadko. Buchacha...

Paradoksalnie - zazdroszczę jednak Schwester tych katuszy.
Zazdroszczę odwagi wejścia w relacje z nowym człowiekiem. I stworzenia dziecku normalnego ( kiedyś) domu.

Ja tego nie potrafiłam. I nigdy tego nie doświadczę. Teraz jeszcze skutków tej decyzji nie odczuwam zbyt boleśnie, ba, czasem doświadczam pewnego rodzaju satysfakcji, że nie sięgnęłam jeszcze takiego pułapu desperacji, żeby wpakować się w związek przypadkowy - byle tylko go mieć.
Wiem jednak, że za chwilę, kiedy dzieci odejdą - samotność dopadnie mnie w swoje szpony i zacznie dusić.
Wiem, że mam słaby pomysł na życie.
Bo owszem, Siostra cierpi teraz okrutnie.
Jest ciężko. Nerwy są, ból i łzy, ale .... Ale mimo wszystko - jest to jakaś forma życia.
A - że boli? Nic to. Wszystko minie. Będzie dobrze. Teraz , świeże, musi poboleć. Trudno.
Lepsze to niż moje tekturowe pudełko pod łóżkiem.

37 komentarzy:

  1. I co można napisać?
    Że będzie lepiej,to tylko może wkurzyć ,oczywiście kiedyś będzie ale tu i teraz jest kiepsko.
    Że innym tez to się przytrafiło...ok.ale co mnie teraz obchodzą inni.
    Nie pisać w ogóle?ale może te kilka słów tez pomogą ,że ktoś wie,że ktoś czyta..
    Rada/ chociaż zaraz w głowie słyszę,że nie słuchać innych rad/ dla Siostry -odczekać..nawet ze swa lata -to pomaga nie wkopać się w inny związek,pomaga odzyskać utracone emocje.
    Podobno przynajmniej rok,żałoba po śmierci bliskiej osoby to była swoista terapia ,tak mądrzy psychologowie mówią, a kiedy dochodzą myśli,że ktoś nas oszukał emocjonalnie...to te dwa lata trzeba by dać.
    Nie wiem ile lat było dziecko z Arnoldem ,ja duży wpływ miał na świat dziecka,ile lat ma teraz lat ale...myślę,że też da radę ,trochę poobijane ale się podniesie ,może boleśnie ale czegoś się nauczy.
    I.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze, tradycyjnie dobrze się czyta i wszystko ciekawe i przejmujące, ale szalenie niekonsekwentne. "Już nie taszczy więc siat z zakupami, nie stoi godzinami przy garach, nie wstaje o poranku, [...]. Nie prasuje, nie sortuje, nie wiesza, nie składa…Nie zajmuje się bliższą i dalszą rodziną Arnolda.". Przecież z postów sprzed lat, on był nagle ideałem. A może nie ideałem: był wyjątkowy. Odszedł i jednak nie był? Jednak prała i składała? Życzę Wam dobrze, ale uważajcie, żeby nie wpaść w pułapkę pod tytułem wykastrujmy ich wszystkich, "wszyscy oni", tępe chuje, bawidamki, itepe itede. Czy będą w szczęśliwym, cudownym związku, choć jak kiedyś pisałam, jestem tą drugą, mam wyciągnąć wniosek, że to ułuda, bo nie jestem z kobietą? Więc nie ma możliwości, żeby było pięknie? Mam zadzwonić do rodziców i powiedzieć, sorry, ale wasze 35 lat szczęścia nie ma sensu, bo mamo, przecież oni wszyscy to.......

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry. Dziękuję za Pani słowa i zainteresowanie tematem. Wiem, że tylko czas pozwoli na powrót do normalności, bez tych wszystkich napadów płaczu, emocjonalnych huśtawek, zadręczania najbliższych mi osób złości na siebie, że nie dostrzegałam tego, co się działo , nie potrafiłam albo nie chciałam odczytywać sygnałów, które były od lat. Widziałam i wierzyłam w to, co chciałam widzieć i w co chciałam wierzyć. Trudno, czasu nie cofnę. Ale - jak mówi mi Podkarpacka - coś zyskałam: Młoda (dziś 15-latka) w najważniejszym dla siebie czasie dostała wsparcie (trzeba przyznać, że Arnold - dbał o nią bardziej niż biologiczny ojciec; inwestował w jej edukację, nauczył wielu rzeczy, a najważniejsze wykształcił w niej to, czego nie mam ja i chyba nigdy mieć nie będę - umiejętność dbania o siebie, poczucie własnej wartości, i asertywność. I może dzięki temu, nie powtórzy moich błędów, choć z pewnością popełni wiele innych - bo to nieuniknione. A ja - uczę się małymi krokami - żyć po swojemu. Ze zdziwieniem dostrzegam, że mam czas i mogę go poświęcić w dużej mierze sobie, bo moje Dziecię
    ma już swoje sprawy i nie potrzebuje aż tyle moje uwagi.
    Mam Podkarpacką, która stawia mnie do pionu każdego dnia, kiedy " nie potrafię opanować głupoty" i dziękuję każdego dnia, że Ją mam. To jest bezcenne.
    Pozdrawiam . Schwester

    OdpowiedzUsuń
  4. Do E: - Małe sprostowanie - ona była zakochana, a on wcale nie odszedł, tylko przegiął . Kochała go, prała, sprzatała, dawała z siebie 200% i - kicha. Musiała go, ze względów moralnych wyeksmitować w trybie natychmiastowym!

    OdpowiedzUsuń
  5. Do E.
    Nie wiem czy mogę odpisywać bo nie mój to blog ale..
    Mam niejasne wrażenie ,że jesteś mało szczęśliwa jako ta druga.
    Jakoś taka złość przez Ciebie przebija ..a nie radość.
    Piszesz o cudownych dniach..ale może to pisanie jest takim zaklinaniem ,żeby tak było...
    Nikt tu nie obraża wszystkich panów świata ,ale te osobniki,konkretne z imienia i nazwiska :) te osobniki zniszczyły czyjeś emocje.
    A rodzice...jestem w wieku Twoich rodziców i opowiedzieć mogę sporo historii,że dzieci dowiedziały się ostatnie jak bardzo nienawidzili się rodzice,nie bierz tego dosłownie ale...ostrożnie wypowiadaj takie teorie.
    I,dziwi mnie jeszcze, dlaczego młoda,szczęśliwa kobieta czyta blok rozwódki?
    I.


    I.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiech został w tekście zupełnie bez sensu .Wykasowałam zdanie a uśmiech przeoczyłam .
    I

    OdpowiedzUsuń
  7. E. bo faceci to ch...tylko jeden z nich jest twoim osobistym. I latasz latami jak oczarowana na każde jego pstrykniecie paluszkiem, aż pewnego dnia czar pryska. I owszem wtedy masz mniejsze rachunki, mniej garów, mniej prania, czas dla siebie...a czy drugi się pojawi? Najpierw musi minąć wstręt do tego pierwszego. Kwestia czasu...

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie, JUSKA, powiem Ci...wstręt ów nie mija od lat.Blokada.A roboty mam i tak masę -wiadomo - dzieci w fazie naprzemiennej " sfoszony nastolatek" /"najlepsze dziecko świata", do tego praca i "posłannictwo" społeczne.Zero czasu i tak leci.Aż ocknę się ...samiusieńka?

    OdpowiedzUsuń
  9. Może i dobrze.Niech sobie będzie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. I , Możesz pisać, co chcesz.To też Twój blog - jeśli chcesz:)
    E-pewnie trochę prowokuje.
    Ale - co tam!
    Możecie się tu wypowiadać do woli.Ja dziękuję za każdy wpis, a i Schwester moja będzie - czytając - miała mniej czasu na na głupie myśli:)
    Ps
    Jesli to Ty jesteś moją I.od "numerowanych listów" ( jeśli to Ty, wiesz, o czym mówię) , proszę o cierpliwość. Tak sobie zabezpieczyłam konto, że teraz nie potrafię na nie wejść. Wróci informatyk z wakacji - obiecał , że zniszczy zapory:)Ściskam mooocno.

    OdpowiedzUsuń
  11. No pewnie, że każdy może komentować i każdy oceniać i snuć insynuacje, na tym polega wirtual.

    Czytam tego bloga, bo unikam czytania blogów swoich rówieśniczek z podobną sytuacją życiową. Czytam też blogi emerytek i sześćdziesięcioletnich alkoholików, a także osiemnastolatek. Na ten trafiłam, szukając tekstu z piosenki Celińskiej i mnie zauroczył sposób opowiadania o pewnych sprawach. Po prostu.

    Co do rodziców - no tu to w ogóle brak komentarza. Czyli Waszym zdaniem nawet szczęśliwi dla wszystkich (i dla tych, którzy och naprawdę dobrze znają) ludzie nie mogą być szczęśliwi? Niech któraś z Was wreszcie napiszę: tak, sądzę, że nie istnieje na świecie ani jeden udany związek, bo wszyscy faceci są tacy sami. Otwarta przyłbica, hej! Zamiast szukać braku szczęścia we mnie - bo ja swoją drogą nie mówię, że jestem najszczęśliwsza na świecie, ja mam tylko niezły związek z wieloma minusami, jak większość międzyludzkich relacji. Ale to nie o to chodzi, żeby przeszczepiać swój resentyment na innych, tylko o szczerość. Po prostu każde szczęście to ułuda, tak? A im więcej faktów temu przeczy, tym gorzej dla faktów?

    OdpowiedzUsuń
  12. E.prowokujesz trochę, nie?
    A co jeśli Arnoldowa musiała dokonać wyboru między szczęściem a szczęściem? Szczęściem, którym jest poczucie bezpieczeństwa u boku ukochanego faceta, a szczęściem, którym jest wierność zasadom.
    Możliwość spojrzenia rano w lustro.
    Drogi były dwie: zostać, trwać w stabilizacji i wyć do poduszki, albo podziękować i zostać z lękami i żalem, ale zachować priorytety, wartości...

    Trzeba było strasznego wysiłku.


    A teraz wyobraź sobie coś, czego nie zaakceptujesz u faceta nigdy. Never!!! I pomyśl, że żyjesz z takim, który To własnie robi, albo Taki własnie jest.
    Że oto Twój ukochany robi właśnie dokładnie TO żyjąc z Tobą. A ty go przecież tak kochasz.I Twoje dziecko - również, równiez kocha go bardziej niż własnego tatę.
    I boisz się odejść.Ale nie chcesz żyć z kimś takim.
    E.? Masz dziecko? Zostajesz czy opuszczasz grę? Jesteś szczęśliwa czy nie?
    I - w takiej sytuacji - myślisz, że wszyscy faceci to...? Czy może tak Cie boli, że nie potrafisz oddychać?
    Jeśli kobieta akceptuje wady faceta np.- homoseksualizm/ biseksualizm/ hazard/ alkoholizm /narkomanię /fetyszyzm / brak godności / brak jądra/ impotencję/ transseksualizm/ nieuctwo/ narkomanię/ sadyzm/ masochizm/ wędkarstwo/ aspołeczność/seksoholizm/wiarę w ufo....- w czym problem? Jeśli twoi rodzice znają swoje wady i są razem, ok.Gorzej , kiedy ktoś głosi , jak z ambony jedno - a robi coś zupełnie innego.I Ty dowiadujesz się o tym ostatnia.Przypadkiem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z tym "czasem na odczekanie" to święta racja. Ja noszę swoją żałobę już pół dekady. I nic.Nie mam jakiegoś szczególnego wstrętu do facetów....ale widać niekiedy i dwa lata to za mało.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja uważam , że są na świecie superfaceci.
    Znam kilku.
    Ciekawe jest to, że mają oni żony - potwory.Albo straszne problemy osobiste. A czasem, kiedy kiedy tacy się zakochają, nie biorą swojej kobiety za żonę , dokonując wyboru między powinnością a szczęściem osobistym.Taaak....Małżeństw szczęśliwych wielu nie znam.Tzn. znam kilka niezłych, ale w każdym jest - jak w życiu - jakiś mniejszy lub większy dramat. Najpiękniejszy związek , jaki obserwuję to związek kumpla, z którym się wychowywałam i jego cudnej, kochanej kobiety...tyle, że oni ślub odkładają od 10 lat!!!
    Ja Cię nie oceniam, ale jestem ciekawa bardzo kilu kwestii.Nie wiem tylko, czy odpowiesz.Bo to dosyć prywatne.
    Arnoldowa powiedziała wczoraj, że błędem było NIEPRZEŚWIETLENIE - w najmniejszym nawet stopniu Arnolda...
    Powiedz,jeśli oczywiście masz ochotę, czy ...prześwietlałaś?Czy czyjekolwiek rady, słowa mogłyby zmienić Twoją decyzję?

    OdpowiedzUsuń
  15. I do E
    Nie każde szczęście to ułuda.
    Nie mogą teraz te kobiety napisać inaczej,teraz jest ten moment,że są oszukane ,ograbione z jakiegoś kawałka -i trochę przeczołgane przez problemy dnia codziennego,wściekłe.
    Trudno z euforią opisać,że faceci są fajni ,nie na tym blogu .Tu,teraz jest złość,żal i różne takie.
    Ależ my wiemy ,że istnieje szczęście ,jedne w to wierzą, inne mają nadzieję a inne mają to na co dzień.
    Mało tego ,my wierzymy,że są ideały ,raczej mamy wątpliwości jak je znaleźć .
    Ba,mamy różne potrzeby ,ja nie palę ,mój ideał musi nie palić ,moja koleżanka pali jak lokomotywa ,ona nie wyobraża sobie partnera bez papierosa.
    I tu znowu można dyskutować
    Oczywiście ,że tu nie znajdziesz euforycznego wpisu ,jakiż to wspaniały facet siedzi gdzieś na ławce i trzyma wiązankę białych tulipanów bo to by było jak kopanie leżącego.
    I...dlatego tak a nie inaczej piszemy.
    Ale dzięki tej dyskusji,dzięki Tobie ,Twojemu innemu spojrzeniu na nas ...rozruszał się blog Podkarpackiej
    I...mamy pozytywny akcent lata:))
    I.

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Podkarpacka i Schwester2 sierpnia 2016 23:21

    Dziękujemy za wszystkie wpisy.Dały nam one bogaty materiał do rozmyślań i rozmów.A spędziłyśmy dzisiaj razem ze Schwester 10 godzin- oczywiście gadając non stop.
    Stało się tak , ponieważ postanowiłyśmy uciec, zrobić sobie wagary.
    I dało się. Czasem nawet dwóm rozwiedzionym kobitom trafi się miły dzień!
    Ściskamy serdecznie. Wkrótce nowy odcinek...o mężczyźnie , który podbił oba nasze serca !!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Ojej, coraz węższe miejsce na komentarz.

    Pierwszy do I: uważam, że Twoja odpowiedź jest bardzo fajna, już wiem, o co chodzi, bo o tym nie pomyślałam: "że nie na tym blogu". Rozumiem. Ale myślę, że dobrze, jak w blog sodomitów wejdzie nawiedzony katolik ;) I na odwrót. Ale cy to wsadzanie kija w mrowisko - tego nie chcę, ja piszę wszystko zupełnie szczerze.

    Podkarpacka: ja mam trochę może od dziecka (szczerze!) jakiś biologiczny wstręt przed generalizacją, to u mnie choroba. Na tematy płci, nacji, czegokolwiek. Ale "choroba" bardziej metaforycznie, ja się zgadzam sama ze sobą, że generalizowanie to zawsze krzywda w ocenie, Bardziej stąd ta potrzeba bronienia akurat (tu) facetów niż moje doświadczenia. W moich doświadczeniach są chuje i niechuje. Niechuje prześwietleni też. Swojego - prześwietlałam, tak, niestety. Czy tego się wstydzę? Niestety nie - za dużo widziałam nieprześwietlonych w odpowiednim czasie. Zresztą... może to też kwestia środowiska jakiegoś, kilku decydujących lat pokoleniowo, ale coraz częściej mam doświadczenia, że moi koledzy powinni prześwietlać.
    Ps. Dziecka nie mam. On ma. Znajdujące się swoją drogą akurat trzy metry ode mnie, też z komputerem na kolanach, więc może powinnam uważać z tym szlajaniem się po blogach i wywalaniem prywaty, bo jakoś tak... Niezręcznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. E. w pewnym sensie nie rozumiesz nas. Ale spoko, ja też taka mądra byłam :-) , taka pewna, taką wierząca w miłość. Jak patrzyłam na inne pary to w duchu mówilam: ja tez tak chcę! I tak chcę nadal.
    Znam wiele szczęśliwych par. I właśnie te pary były dla mnie motorem napędowym do zakończenia mojego małżeństwa. Bo skoro inni mogą być szczęśliwi to dlaczego nie ja?...apropo moich słów, że faceci to ch....mocne dość ale uwierz, nawet najukochańszy mąż i ojciec potrafi się w niego zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mój rozwód nie był fanaberią znudzonej baby to nie różnica poglądów czy zainteresowań . To był koszmar piekło dla mnie i dla dziecka. Od rana do wieczora ryk telewizora na meczach i dyskusjach politycznych kiedy byłemu komuchowi wydawało się że on też przemawia, obrażanie godności, bicie, opuszczanie w chorobie, wyjazdy w okresie świąt do córek z pierwszego małżeństwa ciągłe opłakiwanie zmarłej żony i realizowanie jej życzeń z łoża śmierci. Żałoba? trwała tyle ile organizm się regenerował po psychotropach po kryjomu dorzucanych do kawy do jedzenia. Wstręt do facetów ciągle trwa. Żałuję? straconego zdrowia swojego i dziecka i oszczędności które kanalia przewaliła na swoje dorosłe córy. Ale jestem szczęśliwa że odzyskałam poczucie własnej wartości, tak mam więcej czasu dla siebie i dziecka niższe rachunki za prąd a przed telewizorem śmiejemy się z synem oglądając komedie. Rozwód nie brzmi tak strasznie czasem jest wybawieniem. Trzymajcie za mnie kciuki pojutrze będę wolna formalnie również . Mam nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  20. Ja również nadal mam ostry odruch wymiotny na myśl o nowym związku. Na dodatek - dopiero co odzyskany spokój został bardzo mocno zachwiany, zaburzony przez Eksia, który nie potrafi zapomnieć o moim istnieniu. Nie żyje biedny, jak mi nie dokopie - raz mocniej raz silniej.
    Mój rozwód był koszmarem, ale przetrwałam. Jednak to, co Eksio obecnie robi, odbiera mi nadzieję, że uwolnię się od tego szaleństwa kiedykolwiek.
    Ciesz się spokojem.Najważniejsze, że już go masz.

    OdpowiedzUsuń
  21. Czytam od wczoraj cały blog i jestem pełen podziwu dla Autorki za to jak pisze, lekkość tekstu, dobór słów, otwartość. Czytając też od początku ciągiem dobrze czuć i widać jak ewoluują zachowania i emocje Autorki. Jest to ciekawe studium psychologiczne, które pozwala mi zrozumieć jak myśli kobieta którą targają emocje. Czy to mi jest potrzebne ? Tak bo to ja jestem tym porzuconym i chcę zrozumieć genezę problemu. Z pewnością przyda się też w przyszłym związku.
    Zauważam też zasadniczą różnicę, pomimo że to ja zawiodłem się na kobiecie z którą byłem wiele wiele lat to nie czuję urazy ogólnie do kobiet. Być może dlatego że wydaje mi się że jestem w stanie rozpoznać "złą" kobietę i z taką się na pewno nie zwiąże. Dużo na ten temat można by jeszcze napisać ...
    Nie powinienem oceniać ale chyba emocje Autorki idą w złym kierunku, na negatywnych emocjach nie da się zbudować szczęścia, brak zaufania do ludzi (mężczyzn) będzie powodował to samo z drugiej strony, a szkoda bo widać że Autorka jest mądrą i wartościową osobą ...
    Gratuluję bloga i pozdrawiam, myślę że się jeszcze odezwę :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem zaskoczona.Rzadko wypowiadają się tu, u mnie, mężczyźni.Mam nawet swoją teorię na ten temat, ale - nie o tym dzisiaj.
    Przeczytałam komentarz i - cóż - nie mogę się z Panem nie zgodzić.
    Tak,przyznaję, moje emocje nie idą w dobrym kierunku. Dotarło to do mnie całkiem niedawno.Nawet wiem dokładnie, kiedy uświadomiłam sobie coś bardzo istotnego na ten temat. Było to kilka dni temu. Stałam wówczas w ...kolejce do kasy. Myśl, która mi wówczas przyszła do głowy, nie daje mi spokoju. Prawdopodobnie rozwinę ten wątek w jutrzejszym wpisie.
    Jeśli chodzi o komentarz, zgadzam się z Panem całkowicie. Moje szanse na stworzenie nowego związku są raczej mizerne.
    Nie mogę się jednak zgodzić z Panem w innej kwestii.Do mężczyzn - jako rodzaju ludzkiego - urazy nie żywię. Być może, niestety, koduję to jakoś podświadomie w swoich wpisach? Tego nie wiem.
    Wiem jednak, że "zawieść" się na drugim człowieku to komfort. Tłumaczę to stale bohaterce moich wpisów, Arnoldowej.
    Można się zwieść na kobiecie/mężczyźnie, to się zdarza.To boli. Jednak zwykle da się przeboleć ten zawód, przeżyć stratę ( właściwie - żałobę) , by następnie zregenerować się. Odbudować poczucie własnej wartości, zaufanie do ludzi, a ostatecznie - zacząć myśleć o kolejnym partnerze, uwierzyć, że tym razem będzie lepiej.
    Co jednak, kiedy sprawa poprzedniego związku ciągnie się latami? Kiedy trafiło się na kobietę/ mężczyznę - socjopatę, psychopatę lub po prostu - mściwego gada?
    Jak rozwijać w sobie zaufanie do ludzi, kiedy gad pluje pod nogi, truje codzienność, rani dzieci , zastawia zasadzki i nie daje w żaden sposób o sobie zapomnieć?
    Zawiodłam się na facecie nie raz ( zawsze na tym samym;), ale "zawieść się" - a "szamotać się w sidłach psychopaty" latami, bez końca - to zasadnicza różnica.
    Ona (ta różnica) nas (mnie i Pana) szereguje.
    Pan jest w pierwszym rzędzie do nowego związku, a ja - hm...w siedemnastym?

    Żeby jednak nie kończyć tak dramatycznie - dziękuję za dobre słowo.
    Pana komentarz sprawił mi wielką przyjemność. Już sama świadomość, że ktoś przeczytał to, co wrzucam do sieci jest baaardzo miła. Co dopiero - świadomość, że ktoś to przeanalizował!
    Bardzo dziękuję. Proszę zaglądać. Następny wpis poświęcam zmarnowanym szansom, wylewom i rzodkiewce;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Dzięki, ale to jednak nie koniec eks lata po psychiatrach pisze głupie listy na mnie, niedawno była u mnie policja bo cymbał złożył doniesienie w prokuraturze że sie nad nim znęcam. Dziwie się że jego dotąd nie zamknęli. Ludzie na mnie dziwnie patrzą bo policja lata po moich znajomych i rodzinie i zbiera wywiady. Jednak wyjść za maż jest łatwiej niż się rozwieść niestety ale ogłoszenie wyroku dopiero w piatek więc nadal gryzę pazury. Nie chodzi mi nawet o pieniadze ale o odzyskanie honoru o to abym sama sobie wybaczyła za to że nie wykopałam go 10 dni po ślubie, za to ze nie byłam skuteczna i naraziłam siebie a przede wszystkim dziecko niepełnosprawne na taki koszmar. Wpadnę tu jeszcze . A Tobie życze wytrwałości i uzbrojenia w pazury jest nas więcej i musimy sobie pomóc . Zastanów się jak zaatakować aby na zawsze trzymał sie z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  24. Twój wpis mnie ...nie zdziwił.
    A powinnam przecież krzyknąć: Coooo? Doniesienie? Policja? Listy? Donosy?
    Ha!
    Przerabiało się takie zabawy nie raz. To są wszytko stare gierki. Eksiowie, którzy nie dorośli do roli ojca/męża kończą chyba jakieś specjalne kursy w dziedzinie dowalania byłym żonom.
    Staram się walczyć o spokój, ale to, co ostatnio wymyśla mój Eksio...no nie potrafię określić tego żadnym słowem.A tak ordynarnych wulgaryzmów nie znam....
    Ostatnio postanowiłam w końcu go zaatakować, a właściwie - odeprzeć jego kolejny chory atak...
    Zobaczymy , co będzie.
    Piekło może rozpętać się już za 8 godzin....Trzymaj kciuki!!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Jasne i daj znać jak się to skończyło. Jestem z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  26. Bardzo mi miło i cieszę się że poprawiłem nastrój. Pozwolę sobie, odnieść się do Twojego komentarza, na „per ty” też sobie pozwolę :).
    Oczywiście poruszane kwestie są mocno skomplikowane a tutaj nie miejsce i czas na ich szczegółowe analizowanie, dlatego ograniczę się do ogólników.

    Nie napisałem że Twoje szanse na stworzenie nowego związku są mizerne, na pewno nie jest to łatwe ale zależy to głównie od Ciebie. Niesiesz ze sobą bagaż i to zarówno ten mentalny jak i fizyczny, w tym wpisują się Twoje emocje. Utrwalasz się w przekonaniu że masz niewielkie szanse, to też nie pomaga.
    Oczywiście przeszkadza Ci toksyczna obecność byłego, jego złośliwości, i chyba Wasza wzajemna rywalizacja.
    Małomiasteczkowość miejsca zamieszkania, brak anonimowości, niemożność odcięcia się od przeszłości, w tym głównie byłego, to jest chyba zasadniczy problem, aczkolwiek najtrudniejszy do rozwiązania. Teoretycznie najlepiej byłoby zmienić całość dotychczasowego życia, z przeprowadzką i zmianą telefonów, e-maili, pracy.
    Prawdopodobnie wejście w nowy związek, nawet w tym dotychczasowym miejscu i okolicznościach pozwoliłby Ci zlekceważyć osobę byłego, jego złośliwości, otaczające Cię problemy dnia codziennego.

    Na toksyczną aktywność byłego, proponuję na poważnie rozważyć złożenia zawiadomienia z art 190 kodeksu karnego, zależy to od „dowodów” jakie posiadasz, w optymalnej sytuacji skutecznie by go uciszyło.

    Tak, we wpisach czuć brak zaufania do mężczyzn i związków, widać też sprzeczności, wzbranianie się przed uczuciem (pudełko po łóżkiem), chociaż chyba tylko pozorne i jednocześnie pragnienie miłości i związku, trochę ukrywane, w podtekście.

    Tak zgadzam się, ja jestem cztery miesiące po rozstaniu i już praktycznie nie czuję obecności byłej, w Twojej sytuacji toksyczna obecność byłego ciągnie się latami, to jest różnica w naszym funkcjonowaniu.
    Wrócę do tej rywalizacji, podobno nic tak nie boli jak sukcesy życiowe byłego przy jednoczesnych własnych porażkach, wiele ludzi o tym pisze głównie w kontekście odwetu na byłym partnerze.

    Na koniec coś najbardziej kontrowersyjnego, formuła, temat i wpisy tego blogu, moim zdaniem uniemożliwiają Ci odcięcie się od przeszłości, cały czas stawiasz się jako rozwódka z problemami i ogonem niezamkniętych problemów z byłym. Zaraz po rozstaniu to pisanie pomagało ale teraz moim zdaniem bardzo przeszkadza (pozornie pomaga) i utrwala to co było.
    Nie wiem jaką poczytność ma ten blog w Przemyślu ale zakładam że jest tematem plotek, małomiasteczkowej złośliwości i związanej z tym satysfakcji ludzi. I nie trudno sobie wyobrazić że z tego powodu masz już wyrobioną opinię i przypiętą łatkę, znaną i postrzeganą przez lokalnie zamieszkujących mężczyzn. Wydaje mi się że to bardzo znaczący problem.

    Przy tym wszystkim pozostajesz bardzo rozwiniętą intelektualnie kobietą i to jest Twój ogromny atut którego nie odbierze Ci lokalna konkurencja kobiet, muszą tylko zaistnieć okoliczności do wykorzystania tego, no i musi się odnaleźć taki co będzie potrafił to docenić :).

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  27. Zaglądam tu sobie,czytam,czasami się uśmiecham czasami mi smutno. I-podobnie jak -Podkarpacka-ucieszyłam się,ze zajrzał i NAPISAŁ jakiś Pan.
    Nie mam żadnych urazów do tej innej płci a nawet bardzo niektórych przedstawicieli lubię...ale jakoś ten komentarz mnie zadziwił i chyba trochę..wkurzył.Ten fragment o tej łatce...

    Nawet myślę,że świadomie lub nie trochę "przywaliłeś" Podkarpackiej.

    I drugie-po 4miesiącach już nie czujesz obecności byłej...Psychologowie mówią- a chyba są mądrzy:),że rozwód to też trzeba jakąś żałobę przerobić ,Tracimy jakąś część wspólnych przeżyć ,planów i marzeń..
    Albo...uczucia już dawno nie było.

    Ale tu,u Podkarpackiej dochodzi do dokopywania,do niszczenia kobiety i dzieci a tego to ja nie zrozumiem.
    Oczywiście, fajnie myśleć o drugim związku ale czy chciałbyś spędzać wieczory z kobietą, która ma na głowie złośliwego faceta,płaczące dzieci ?. Masz tak dużo sił,chęci?
    Pozdrawiam .I.

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie lubię pisać , nie umiem pisać, ale napisać muszę. Korciło mnie strasznie. Inteligencję kobiet, o której Pan pisze docenić może niestety tylko inna kobieta. Ja - Arnoldowa , od wielu już lat doceniam, nawet jestem pod ogromnym wrażeniem - inteligencji mojej Siostry - Podkarpackiej (pewnie będzie zła na mnie za to, że mówię o tym, ale to najszczersza prawda). Niestety - obie trafiłyśmy na mężczyzn, którzy w sposób bezwzględny nas wykorzystali dla swych własnych celów, dla podniesienia swego ego, dla błyśnięcia intelektem i znajomością tematu w towarzystwie (cytując, czy powtarzając usłyszane od nas informacje z różnych dziedzin). Ciągle mam w uszach te pytania : "Kotku, a co to znaczy?, A kto to jest?, A co to za film?, a kim jest ten gość?". Nie wspomnę już o naszej - z Podkarpacką - pracy nad garderobą naszych eksiów. Rozpacz. A teraz błyszczą w towarzystwie nowych, młodszych, ładniejszych, ale czy inteligentniejszych? chyba nie, bo dla nich inteligentna kobieta, to zagrożenie. Niestety, nie dadzą nam rady. Nigdy. Przenigdy. I w tym tkwi nasza siła.
    Pozdrawiam wszystkich i przepraszam Pana , który pewnie jako jedyny w promieniu, sama nie wiem ilu kilometrów rozumie inteligentne kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  29. O pierwszej części komentarza już my sobie pogadamy:)
    Oczywiście zgadzam się z tym, co napisałaś odnośnie "EKSIÓW", ale przesadzasz okropnie z tą inteligencją. Inteligentna kobieta nigdy nie pozwoliłaby sobie wejść na głowę.Inteligentna miałaby zupełnie inny blog:)

    OdpowiedzUsuń
  30. :)
    Myślę, że panowie faktycznie rzadko podejmują trudniejsze wyzwania.Ja to rozumiem.Po co włazić na drzewo po banany, kiedy pod drzewem ktoś nam je przygotował na tacy?:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Bardzo dziękuję za ten wpis.Cieszę się, bo rozpętał Pan pewnego rodzaju burzę:) Skoro już Arnoldowa nie powstrzymała się od komentarza...
    Fiu, fiu....Będzie o czym rozmawiać przez tydzień!
    Pozwoliłam sobie odpowiedzieć na stronie głównej.
    Obrazek - symbol - w prezencie z pozdrowieniami (ciekawe, czy naruszyłam prawa autorskie? :P)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Siostro ma - Podkarpacka, podsumowałaś mnie z tą inteligencją . Czy jednak inteligencja wyklucza bycie wrażliwą, oddaną, kochającą aż do bólu? Z drugiej strony - czy wyklucza bycie suczą skoncentrowaną tylko na sobie, na realizacji swoich celów za wszelką cenę? Odpowiedź znasz

    OdpowiedzUsuń
  33. Cha, cha, cha! Oczywiście, znam.Znamy obie. Zastana mnie teraz zupełnie inna sprawa: Dlaczego siedem minut przed czwartą ...siedzisz w internecie?!

    OdpowiedzUsuń
  34. Bardzo mi miło Cię poznać, Siostro Podkarpackiej :).
    Można Ci pozazdrościć Takiej Przyjaciółki.
    A eksiami się nie przejmuj, co nas nie zabije to nas wzmocni, nie ma tego złego … każdy kij ma dwa końce, itp., ważne aby się uczyć na błędach.
    Pozdrawiam, Jacek

    OdpowiedzUsuń
  35. Dobry wieczór. Porobiło się. Ja i pisanie komentarzy. To Pana zasługa -w dużej mierze. Po pierwsze - nie martwię się, chociaż bywa ciężko - szczególnie teraz - jesienną porą, kiedy tyle pracy "w domu i zagrodzie" - a ja mam tylko dwie mizerne, nieumięśnione "rączki". Ale ponoć jestem babką z jajami -więc daję radę.
    Po drugie - tego samego zdania, co i Pan jest moja mama - że nie ma tego złego....itd. Trudno więc się z tym nie zgodzić, bo w zasadzie w dalszej perspektywie faktycznie tak to się dzieje.
    I na koniec - usłyszałam wiosną dwa, krótkie zdania (od Siostry - rzecz jasna), które tak naprawdę dały mi niezłego kopa . "Każdy ma to, na co się zgadza. Każdy dostaje to, na co się odważa".
    Pozdrawiam
    Arnoldowa

    OdpowiedzUsuń
  36. Oczywiście krótkie sprostowanie - dla mnie Podkarpacka -to także Siostra. Takie to sobie super Siostry jesteśmy

    OdpowiedzUsuń
  37. A nie mówiłam?
    Komentowanie nie boli:)))
    ILY

    OdpowiedzUsuń

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.