niedziela, 4 grudnia 2016

tak jak w kinie ( czyli szczęście a trójkąt małżeński)

Zanim jeszcze otoczono naszą dzielnicę supermarketami, życie towarzyskie „parafii” koncentrowało się wokół maleńkiego osiedlowego sklepiku.

Było to zarazem miłe i niebezpieczne.
Z jednej strony – plotki szerzyły się jak średniowieczna zaraza, z drugiej – sąsiedzi znali się lepiej, wiedzieli o sobie sporo
i tworzyli jednak coś w rodzaju wspólnoty.



Te swojskie czasy dawno już za nami.

Cóż, obecnie spotkać się można przy …wiacie okrywającej śmietniki.
Zmotoryzowani mają jeszcze jedną możliwość – garaże.

Tutaj właśnie, w zeszłym roku, zaczęła się historia pani Joli i pana Adama.

Padał śnieg.

Ona - biegła spóźniona po swoje małe, czerwone autko, on - wracał pędem do domu, bo zapomniał kluczy i – bach!

Wpadli na siebie niespodziewanie.

Wskutek tego zderzenia, jak to zwykle – komediach romantycznych bywa - czas się zatrzymał w miejscu.
On spojrzał w jej ogromne, lśniące oczy  i zamarł.
Ona niedokładnie widziała jego oczy
( okulary mu trochę zaparowały ze wzruszenia, a może od porannego mrozu?), ale poczuła, jak on pięknie pachnie i jak mocno i pewnie przytrzymał ją przed upadkiem na oblodzony chodnik.

Oboje doznali nagle trudności z oddychaniem.

Postali tak sobie chwilę.
Czas się zatrzymał.
A potem? Co potem?!

Ha!

Nic z tych rzeczy, Kochani!
Żadnego namiętnego pocałunku, żadnych wagarów w pracy i szczęśliwego pożycia małżeńskiego.

To nie komedia romantyczna.
To mój blog ;)

Potem nagle każde odeszło w swoją stronę.

Pani Jola - do małego mieszkanka i dwóch kotów.
Pan Adam - do swojego wielkiego mieszkania, do żony i syna w wieku gimnazjalnym.

Oboje jednak tego dnia długo nie mogli się uspokoić, uciszyć łomotu w skroniach.

Odtąd ich życie wypełniło się… spojrzeniami.
Ukradkowymi.
Jedyną poza nimi ( tymi spojrzeniami) formą komunikacji były ukłony.
Kiedy wędrująca o poranku w stronę garażu Pani Jola mijała Adama, problemy z oddychaniem powracały.
Z trudem udawało jej się odpowiedzieć na niezauważalne niemal skinięcie głowy sąsiada.
Pan Adam również nie radził sobie z tymi spotkaniami. W końcu opracował nową, bezpieczniejszą metodę.
Każdego poranka stawał po prostu w oknie
i czekał.
Kiedy Pani Jola nadchodziła, patrzył
i patrzył.
Odprowadzał ją wzrokiem do końca uliczki. Ona przyłapała go na tym kilkakrotnie,
a potem nie musiała nawet podnosić głowy, żeby czuć jego obecność.

Wczoraj, po roku, spotkali się.
W sklepie!
W jednym z supermarketów.
Co za pech!
Serce Joli zaczęło szaleć z radości… ale szaleństwo wnet ustąpiło.
Adam był w towarzystwie rodziny!
Nieświadoma niczego żona, piękna blondyna, ciągnęła go co chwilę dokładnie tam, gdzie wśród regałów kurczyła się nerwowo biedna Jola.
Pani Adamowa zagadywała wesoło do sąsiadki, nie mając kompletnie pojęcia, jakie emocje wzbudza u obojga nieszczęśliwców.

Jola, zapominając o karmie dla wygłodniałych kotów, rzuciła się w panice do kasy.
Nie był to jednak zdecydowanie „ jej dzień”.
Tuż za plecami usłyszała bowiem radosny głos blond - żony Adama.

„Tylko bez emocji” - powtarzała sobie nieszczęsna - „Tylko spokojnie” .
Żeby nie robić scen, a jednak uciec, trzeba zapłacić i zapakować to wszystko.

Wyciągnęła nerwowo portfel, otworzyła go gwałtownie, trzęsącymi się rekami , a wtedy jak konfetti …posypały się dookoła drobne monety , karty kredytowe i wizytówki.

Jola omal nie padła trupem.

Zrozpaczona rzuciła się na kolana i zaczęła zgarniać cały ten bałagan do portfela. Wtedy usłyszała nad sobą świergot blondyny ( „Adasiu, kochany, pomóż sąsiadeczce!”) , a obok swoich – zobaczyła dłonie sąsiada…

Pani Jola nie pamięta drogi powrotnej do domu.

Koty, obrażone śmiertelnie, dostały kiełbasę krakowską z plastikowej tacki.

A ich właścicielka siedzi teraz przy oknie
i dygocze.

Dygocze ze szczęścia. I ze strachu.
Jutro, może pojutrze TO się stanie.
Jutro, może pojutrze może stracić albo zyskać wszystko.

Tam, na podłodze supermarketu, Adam doznał olśnienia.
Dostał swoją szansę i wykorzystał ją skrupulatnie.
Podniósł jedną z rozsypanych kart kredytowych i ( zamiast zwrócić ją właścicielce ) spojrzał w oczy Joli,
a następnie… wsunął plastikowy kwadracik do swojej kieszeni.

Jutro, może pojutrze odwiedzi sąsiadkę całkowicie legalnie.
Pokaże żonie "znalezisko", a wtedy ona sama każe mu biec w te pędy do Joli.

A Jola?
Jola siedzi teraz nadal i nadal dygocze.
Dygocze ze szczęścia, bo go znowu zobaczy. Usłyszy jego głos!

I ze strachu, bo nie jest głupia.
Doskonale wie, co się dzieje w jego głowie od roku.
To samo dzieje się przecież w jej głowie.

Porozmawiają.
Zostanie zmuszona, żeby powiedzieć Adamowi, jakie ma poglądy na temat trójkątów małżeńskich.
A wtedy on prawdopodobnie wyjdzie.
I nie będzie już o poranku wystawał w swoim oknie.

Tylko… co jeśli nie wszystko pójdzie zgodnie z planem?
Co - jeśli niezłomne zasady Joli ulegną wobec jakiegoś nieprzewidzianego czynnika?

***

Wpis dedykuję wszystkim moim znajomym, którzy od pewnego czasu inspirują mnie do rozmyślań nad pewną barierą. Nad granicą, której nie wolno przekroczyć walcząc o własne szczęście.

Samotność to straszna choroba.
Dotyka nie tylko nas, rozwodników, ale również osoby żyjące w legalnych związkach.
Mnóstwo ludzi boi się jej bardziej niż nowotworu.

Niektórzy trwają niezłomnie przy swoich przysięgach, obowiązkach , powinnościach - inni jednak łapczywie rzucają się na to , co podsyła los. Bez zahamowań, bez opamiętania...

Pytanie – gdzie leży granica, za którą walka z samotnością staje się przyczyną destrukcji?
I czy należy myśleć o sobie nie oglądając się na „straty wojenne”?
Czy mamy prawo niszczyć funkcjonującą „jako tako” rodzinę , żeby zapewnić o chwile ( miesiące, lata?) szczęścia u boku właściwej osoby?
Czy mamy prawo odbierać dzieciakom „z legalnych rodzin” mamę/ojca, żeby jeszcze nim nadejdzie starość, poczuć, że życie ma sens?

A z drugiej strony – ile jest warta satysfakcja, że żyło się słuszne, godnie, dobrze, kiedy pod koniec życia wspominamy … pustkę?;)

Cóż, moje zdanie na ten temat nadal się nie zmienia. Ale – być może się mylę?

Nie wiem.

W poczekalni radiowej trójki , na 47 pozycji znajduje się obecnie nowość Doroty Miśkiewicz i Leszka Możdżera wraz Atom String Quartet . Niesamowicie odświeżyli hit Stanisława Soyki.

Wysłuchajcie obu utworów. Jednego po drugim. Uzupełniają się genialnie.

Życzę przyjemnej niedzieli.
Takiej … bez błędnych decyzji, Pani Jolu ;) Tylko...
Które to są właściwie te "słuszne"?






13 komentarzy:

  1. Myślę,że musi się zrobić miejsce dla tej/ lub tego/ dodatkowej osoby. w związku,czy to małżeństwie,czy konkubinacie ,partnerstwie,/wracając do wcześniejszego wpisu/ ,to spotkanie tych dwóch dusz, jak śniegowa kula,trudno zapanować na uczuciami ,kiedy w domu wieje chłodem lub czegoś w związku zabrakło.
    To nie znaczy ,że tłumaczę te tzw.kochanki./też złe określenie/ związek i tak dawno się rozleciał emocjonalnie a facet jak ojcem chce być to będzie ,gdziekolwiek by i z kimkolwiek by zamieszkał
    Ale często oceniamy te trzecia osobę ,bo to ona dzieciom ojca zabiera a ona tylko znalazła się w określonym miejscu i czasie.
    I.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie trudno się nie zgodzić. Podobno nie ma sytuacji czarno - białych. Napisałam, że, owszem, mam określone poglądy, ale...mogę się przecież mylić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak naprawdę to nikt nie wie do końca ,jak się zachowa.Jak to w 'Samotności w sieci 'pisał autor-serce nie zawsze słucha rozumu.
    i.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pani Jolu, czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, niech Pani się niczym nie martwi, uzależnienie od endorfin jest silniejsze od rozsądku, w zasadzie to one teraz Panią kierują, jest Pani rozgrzeszona akonto. I ciekawe że do wiosny daleko a tu takie emocje, wspaniałe emocje Matki Polki, pozazdrościłem, muszę coś sprokurować, może i mi się poszczęści.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do F -47 -Takie tam pomysły dla Ciebie

    Myślę ,że może zmieniaj oponę i znajdzie się żwawa niewiasta,która zechce Ci pomóc.To dopiero będzie kobieta....a jakie emocje:)
    Trzeba iść na całość,no przecież nie upuścisz portfela...chyba ,że pełnego złotych kart .
    I.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego nie? Niech upuści. Przynajmniej zbuduje związek oparty na... szczerości. Upuści, poobserwuje i będzie wiedział , czego się spodziewać po tej, która rzuci się do zgarniania tych złotych:D

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, F- 47 ...zaczynasz gadać, jakbyś naprawdę był facetem. Rozgrzeszenie argumentowane chwilą ekstazy? Fu!
    Zapominasz także, że wiosna jako pora "wykluwania się uczuć" to sprawa skrajnie banalna.Oklepana totalnie.
    Rozpalić uczucie, gdy na dworze ziąb! Oto wyzwanie! Jakże nieoczywiste :D

    A jeśli już miałabym coś doradzać w sprawie "prokurowania" - zaczaj się o świcie pod garażami.Odradzam jednak w takim wypadku nakładanie na nos okularów, nawet jeśli są Ci niezbędne. Możesz nie mieć tyle szczęścia, co Adam. Zaparują szkła - nie daj Boże - i w ramiona, zamiast przyjemnej pani Joli ...wpadnie Ci moherowy potwór!
    Rozwaga i BHP - przede wszystkim.Powodzenia:P

    OdpowiedzUsuń
  8. Podkarpacka, piszesz po północy ( pomimo że miałaś pójść spać) i dlatego pojawiają Ci się kosmate myśli. Endorfiny to nie ekstaza.
    Uczucie w ziąb ?, lubisz pod górkę ?, nie przyjemniej kiedy jest ciepło, ładnie, romantycznie ?

    Nie wiem skąd się u Was wzięło to zacięcie do garaży :), to wytwór minionej epoki z którego korzystają głównie emeryci, to i o moherowego potwora pewnie tam nietrudno, ale na pewno, ulubionej blondynki w kozaczkach tam nie spotkam.

    Jest też opcja że spróbuje z garażami w mieście na końcu Polski B i spotkam tam Panią Podkarpacką osobiście lub w drugiej osobie (Jola), to mogłoby być mocno emocjonujące dla obu stron ;P
    Warto spróbować ale pomimo wszystko zaczekam do wiosny, będzie ciepło, romantycznie i mi okulary nie zaparują. Tymczasem zadowolę się komunikacją miejską gdzie ilość niewiast iście nieziemska, problem że w większości są zainteresowane swoimi smartfonami niż nawiązywaniem kontaktu wzrokowego.
    Aby do wiosny !

    OdpowiedzUsuń
  9. Piszę po północy, ponieważ wcześniej ( oj, wydało się ) zaczajam się pod tymi garażami :P
    Uwierz, one nie są tu żadnym reliktem minionej epoki. To konieczność a przy okazji - teren łowiecki ;P.
    Tu, u nas, nie ma sprawnie działającej komunikacji miejskiej, co więc nam pozostaje ?

    A Ty się nie martw tymi nieczułymi "smartfonistkami". Znalazłam dla Ciebie rozwiązanie alternatywne.
    Skoro, jak twierdzisz, zima - odpada, do wiosny i lata - daleko, proponuję ...jesień!
    Tu oto masz ode mnie mikołajowy ( wyciszająco - uspokajający) prezent muzyczny ( a przy okazji - wskazówkę prosto od mistrza Jeremiego Przybory).

    F-47! Zapomniałeś o jesieni, a przecież ona wciąż jeszcze trwa!

    https://www.youtube.com/watch?v=A8_9isO0h9c&list=RDA8_9isO0h9c&index=1

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję za dobrze dobraną i piękną piosenkę ;)

    Proponujesz jesień … bardzo bym chciał ale ona dla mnie już się kończy, przynajmniej tu w polskich klimatach.

    Uważaj z tymi ciemnymi garażami, abyś z łowczej nie zamieniła się w ofiarę, np. nieobliczalnego psychopaty :p

    Tymczasem życzę miłego dnia i pamiętaj, nie bierz wszystkiego tak dosłownie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Będę uważać;) Ale - spokojnie. Jesień rzeczywiście się już kończy, pod garażami - paskudnie. A o ile się dobrze orientuję, psychopaci są wygodni. Nie lubią ciemności i chłodu:)
    Powodzenia w "niepolskich" klimatach:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fakt,garaże to bez sensu.Proponuje paniom sklepy motoryzacyjne i bycie taką trochę tylko obeznaną /nie za głupią/Najlepiej sklep z dużą ilością regałów,by obsługi było mało,od razu znajda się pomocnicy.
    Ja myśl ,że F47 nie może do tych garaży iść bo jeśli widzi te zakochane w smartfonach tzn.jego grupa docelowa ma mniej jak 40 lat.40 latki i trochę więcej, jak wracają z pracy to mają w głowach-dzieci,co ugotować ,co naprawić itp-niepotrzebne skreślić.
    I dzisiejsze samochody nie potrzebują garaży albo samochody śpią sobie w garażach podziemnych ,bo...grupa docelowa już w nowych osiedlach zamieszkuje.
    I.

    OdpowiedzUsuń
  13. U nas jest taki jeden sklep motoryzacyjny, bardzo popularny...Tyle, że niestety, nie samoobsługowy. Ogromny.Kilka kas jak w supermarkecie... W środku niemal sami faceci. Wchodzisz i...nagle robi się cisza. Odwracają się od kontuarków i wszyscy, łącznie ze sprzedawcami ( nie wiadomo, dlaczego, hhehe) zaczynają się dziwnie uśmiechać ;)

    OdpowiedzUsuń

Aby dodać komentarz wybierz z dostępnej listy SKOMENTUJ JAKO: opcję "Nazwa/Adres URL", w polu "Nazwa" podaj swoje imię lub pseudonim, natomiast pole URL możesz pozostawić puste.